Całą środę, a przynajmniej jej poranek, spędziłam, unikając Kaia niczym
diabeł święconej wody. Inaczej sprawa wyglądała w przypadku chłopaka — bowiem wyznaczył
sobie za cel, aby porozmawiać ze mną. Jak tylko pojawiał się w zasięgu wzroku,
znikałam najszybciej i najdalej, jak potrafiłam, aż w pewnym momencie musiał
się wkurzyć i… wparował do damskiej toalety, w której się ukryłam.
— Cześć — warknął i poprosił resztę dziewczyn, aby
wyszły na chwilę. Gdy prosi cię takie ciacho jak on, nie ma możliwości, abyś
odmówiła, więc po kilku sekundach zostałam z nim sam na sam. — Mogę wiedzieć, dlaczego mnie unikasz? Czy
zrobiłem coś nie tak, albo powiedziałem coś wczoraj, co cię uraziło?
Pokręciłam szybko głową i spuściłam wzrok, ponieważ nie mogłam
patrzeć w te oczy, w których skrzył się gniew. W dodatku skierowany w moją
osobę…
„Nie
powinniśmy ze sobą rozmawiać”, odpisałam i dodałam: „Rozejrzyj się po korytarzu. Jesteśmy z całkiem innych klas społecznych
— ja to odludek, natomiast ty jesteś uważany
za księcia tej szkoły.”
— A więc o to chodzi? Nie
chcesz się przyjaźnić z kimś tak płytkim jak ja, co? — odparł wkurzony i jednocześnie jakby smutny.
„To nie
tak!”
— Nie? To jak, bo nie
rozumiem cię! Powiedz mi, dlaczego mnie unikasz! Czy to przez to, że
powiedziałem wczoraj, że jesteś podobna do pewnej dziewczyny, której nie
widziałem przez pięć lat?! — krzyknął
naprawdę zdenerwowany i uderzył pięścią w ścianę. — Cholera!
Chwyciłam jego dłoń, bo podejrzewałam, że mógł coś sobie złamać,
ale wolałam milczeć i nie prowokować go więcej.
Kai spojrzał na mnie dziwnie smutnymi oczami i zniżył głowę, aż poczułam
zapach jego szamponu do włosów. Był zaledwie kilka centymetrów ode mnie, gdy do
łazienki wpadła roześmiana grupka dziewczyn, sprawiając tym samym, że chłopak
szybko odskoczył na bezpieczną, formalną odległość.
— Chodź — powiedział i uśmiechnął się zawadiacko,
ciągnąc mnie do wyjścia. Widziałam, jak oczy rozszerzyły się ze zdumienia i
szoku zastygłej w niedowierzaniu grupce. Bo oto Książę ratował Kopciuszka. A
właściwie ropuchę…
Przeszliśmy przez cały
korytarz, aż w końcu znaleźliśmy się na parkingu, na którym stał zaparkowany
ten sam samochód, co wczoraj.
— Zabieram cię na
wycieczkę, żebyś zobaczyła, że nie jestem taki płytki.
„A co ze
szkołą?”
nabazgrałam naprędce, a Kai spojrzał tylko na napis i roześmiał się ciepło.
— Walić szkołę, żyje się
raz.
Otworzył drzwi i zaprosił mnie gestem dłoni, niczym prawdziwy książę.
Na jego ustach pojawił się ciepły uśmiech, sprawiając, że mój opór zmalał do
malutkiej Arii siedzącej wewnątrz głowy i wydzierającej się, że przez to będę
cierpieć. Kopnęłam ją w cztery litery i nakazałam się zamknąć. Kai miał rację:
żyje się raz, coś o tym wiedziałam.
Z parkingu odjechaliśmy z piskiem opon, przyprawiając uczniów o lekki
zawał serca, a Kai jedynie roześmiał się ponownie, zarażając mnie tym swoim
optymizmem. Odłożyłam na bok wszystkie zmartwienia oraz niepewności i
postanowiłam przynajmniej tego jednego dnia po prostu cieszyć się z jego
towarzystwa. Potem poniosę konsekwencje
swoich czynów, myślałam.
— Znam jedno bardzo urocze
miejsce, jednak to trochę daleko. Przynajmniej dwie godziny jazdy w jedną
stronę. Czy chciałabyś tam pojechać, czy może wolisz gdzieś bliżej? — zapytał i szybko spojrzał na mnie
roześmianymi oczami.
„Jedźmy w
tamto urocze miejsce!” odparłam i uśmiechnęłam się delikatnie.
— Wow, umiesz się uśmiechać
do chłopaków, a już myślałem, że tylko do mojej siostry i matki — powiedział, za co zarobił uderzenie tabliczką
w ramię, co przyniosło zamierzony efekt. Zaśmiewał się do rozpuku.
Nie chciałam, aby panowała między nami ta dziwna cisza co wczoraj,
więc napisałam coś, co pierwsze przyszło mi do głowy:
„Twoja
siostra jest bardzo podobna do ciebie.”
— Naprawdę? To ciekawe, bo
została adoptowana kilka lat temu —
odpowiedział spokojnie i przyjrzał się mojej minie, mówiącej
Boże-ale-z-ciebie-idiotka, po czym wyciągnął rękę i potargał mi włosy. — Nie martw się, nie ty jedna tak powiedziałaś.
No i rzeczywiście, moja siostra jest naprawdę podobna do mojej mamy, a ja mam
jej oczy oraz kształt twarzy, więc tak jakby jesteśmy z Lin podobni do siebie.
Coś jeszcze cię interesuje?
„Tak. Jesteś
Japończykiem?”
— W połowie. Mój ojciec
pochodzi z Japonii i rozkręcił tam interes, dzięki czemu możemy sobie pozwolić
na te wszystkie kosztowne badziewia. Właściwie to co widziałaś u mnie w domu, a
nawet sam dom i ten samochód, to prezenty przeprosinowe za to, że ciągle go nie
ma. Na swój dziwny i pokręcony sposób stara się nam wynagrodzić pracoholizm,
jednak jesteśmy szczęśliwą rodziną, jeśli chcesz wiedzieć. Powinnaś jeszcze
wpaść do nas, Lin i mama się ucieszą, a także Farren cię polubił i zapewne
oczekuje od ciebie pieszczot.
„Tak w
ogóle, co to za rasa?”
— Owczarek szwajcarski.
Kolejny zabawny prezent od ojca. Pewnego razu stwierdził, że potrzebujemy
męskiej głowy rodziny oraz ochroniarza, a ja się nie nadaję, ponieważ jestem
nastolatkiem i muszę się wyszaleć. Więc kupił szczeniaka i przywiózł go do domu
w olbrzymim koszu, a wokół szyi psa obwiązał czerwoną kokardę. Początkowo
Farren przysparzał więcej problemów, niż zakładaliśmy, ponieważ nie potrafił
się załatwiać na dworze oraz wszystko gryzł. Jak zacząłem go trenować, okazało
się, że to bardzo inteligentna bestia, no i tak jakoś wszyscy przyzwyczailiśmy
się do pchlarza i obecnie uznajemy go za członka rodziny. A potem Aislinn wyskoczyła z pomysłem
jeżdżenia na zawody, a mama wspaniałomyślnie się zgodziła, więc od roku wraz z
Farrenem pokazujemy się na wystawach w różnych częściach kraju, prezentując
jego „wspaniałą” osobowość.
„To
niesamowite!” skwitowałam i dopisałam: „Nigdy
nie miałam żadnego zwierzątka, ponieważ mama była uczulona na sierść.”
— Była? — zapytał, wyłapując czas przeszły. Cholera,
Ario, skup się!
„Zginęła
razem z moim ojcem w wypadku kilka lat temu, podczas którego ja straciłam
głos.”
Kai obejrzał się na mnie szybko, a na jego twarzy wypisane było
współczucie i żal.
— Przepraszam, nie
powinienem był poruszać tego tematu.
„Nic się nie
stało, to zdarzyło się już dawno.” odpowiedziałam i na chwilę odwróciłam twarz
do okna, udając, że przyglądam się mijanym krajobrazom.
— Jeśli chcesz, to połóż
się spać. I tak będziemy jechać jeszcze trochę czasu, więc obudzę cię, gdy dotrzemy
na miejsce.
Kiwnęłam głową i zamknęłam oczy. Chyba rzeczywiście byłam śpiąca,
bo usnęłam już po kilku minutach, ale jeszcze wpółprzytomna usłyszałam, jak Kai
szepcze „Dobranoc, Ario”, co w jakiś
dziwny sposób sprawiło, że poczułam gorąco gdzieś tam w środku w okolicach
serca.
***
— Pobudka, Ario. Jesteśmy
na miejscu — powiedział Kai, pochylając
się nade mną dwie godziny później. Zerwałam się do pozycji siedzącej, o mało
nie dostając zawału. Cholera! Nienawidzę, jak się mnie tak straszy.
Spojrzałam na chłopaka opierającego się o samochód i
przyglądającego mi się z zaciekawieniem i uśmiechem na ustach, a na moje
policzki nagle wypłynęła zdradliwa czerwień. Przygładziłam szybko włosy i
wysiadłam z samochodu.
„To gdzie teraz?”
— Prosto i przed siebie
— odpowiedział, machając jak dziecko
białą siatką z supermarketu. Ciekawe, kiedy zdążył się zatrzymać i coś kupić?
Pewnie kiedy spałam…
„Co masz w
siatce?”
zapytałam, wskazując palcem na jego rękę.
Kai uśmiechnął się uroczo i odpowiedział:
— Tajemnica.
No i co miałam zrobić z taką informacją?! Faceci czasem naprawdę
nie potrafią wcielić się w naszą skórę, bo skoro ktoś mówi „tajemnica”, to
sprawia tym samym, że jeszcze bardziej chcemy się dowiedzieć, co to jest tak
naprawdę.
— Ja opowiedziałem ci już o
sobie, więc teraz twoja kolej. Gdzie się urodziłaś?
W głowie włączył mi się czerwony alarm, wyjący i powiadamiający o
możliwym niebezpieczeństwie.
„W Nowym
Jorku”
odparłam zwięźle.
— Serio? Też kiedyś tam
mieszkałem, ale rodzicom nie podobało się takie otoczenie do wychowywania dzieci,
więc przenieśliśmy się tutaj. A co z tobą, co ty robisz na tym zadupiu?
„Najpierw po
śmierci rodziców wyjechałam do innego kraju do dziadków ze strony ojca, jednak
później wróciłam i przeniosłam się razem z siostrą mamy — Zoë do jej domu rodzinnego, w którym
wychowywała się mama.”
— Ach… przepraszam, ponownie. Czasem wydaje mi się, że moje usta
poruszają się szybciej, niż zdążę pomyśleć nad sensem wypowiadanych słów.
— Machnęłam ręką i uśmiechnęłam się
ciepło. Wyluzuj, chciałam napisać, jednak przerwał mi jego głos: — Spójrz.
Podniosłam głowę i znieruchomiałam, bo oto przede mną rozciągał
się wspaniały widok na olbrzymie, otoczone lasem jezioro, po którym spokojnie
pływały łabędzie i dzikie kaczki. Piękne, chciałam przekazać Kaiowi, ale nie
potrafiłam oderwać wzroku od tego miejsca. Chłopak chwycił mnie za rękę i
poprowadził dalej, aż znaleźliśmy się na ślicznej, zacienionej polanie, na
której rosło pełno białych i fioletowych kwiatów. Uśmiechnął się do mnie i
wyciągnął z siatki krakersy, 7Up’a, ciasteczka, paluszki, jabłka i plastikowe
kubeczki.
— Pomyślałem, że zrobimy
sobie piknik, bo pewnie będziesz głodna, więc po drodze zatrzymałem się w
sklepie i kupiłem to wszystko. — Ukłonił
się jak prawdziwy książę, wyciągając rękę, a ja chwyciłam ją, dając się
poprowadzić. — Czy zechciałaby pani spróbować
tego znakomitego trunku?
Kiwnęłam głową, uśmiechając się do niego. Kai nalał do kubeczka
7Up’a i podał mi, po czym usiadł i chwycił krakersa z opakowania. Siedzieliśmy
tak, zajadając się słodkościami, od czasu do czasu zadając sobie pytania lub
opowiadając o najdziwniejszych rzeczach, które nam się przytrafiły, aż w pewnym
momencie Kai sięgnął po ostatniego krakersa, a… moja ręka zadziałała szybciej
niż pomyślałam i chwyciła krakersa z ręki Kaia, wsadzając mi przekąskę do ust.
Chłopak spojrzał na mnie z zadziornym błyskiem w oczach, po czym podniósł
się, by mnie złapać, lecz ja w tym samym
momencie uciekłam od niego. Biegaliśmy po tej polanie, ganiając za sobą i śmiejąc
się, aż w końcu Kai pochwycił mnie i odwrócił przodem do siebie.
— Mam cię — wydyszał, patrząc mi prosto w oczy i
zbliżając swoją twarz do mojej tak, że jego usta znalazły się centymetr od mojego
ucha, szepcząc zachrypniętym, niskim głosem, który sprawiał, że całe moje ciało
drżało. — Teraz wyznaczę ci karę za tego
krakersa… Zatańcz ze mną.
Kiwnęłam głową, a rumieniec pokrył moje policzki i choć nie było
żadnej muzyki, tańczyliśmy, jakby grała cała orkiestra. Rytm wybijały nasze
przyśpieszone serca, a słowa stanowiło ćwierkanie ptaków nad nami. Nie wiem,
czy tańczyliśmy minutę, pięć, dziesięć czy całą godzinę, ale czułam, że w
ramionach Kaia mogłabym przetańczyć całą noc, a i tak chciałabym więcej.
— Chcesz zobaczyć coś
jeszcze piękniejszego? — zapytał w
pewnej chwili i, nie czekając na moją odpowiedź, pociągnął mnie do zacumowanej
łódki.
Wyciągnął wiosła, pomógłszy mi wsiąść, odepchnął łódkę od brzegu i
wskoczył do niej. Płynęliśmy powoli, nie spiesząc się i wciąż rozmawiając, a
świerszcze rozpoczęły swój wieczorny koncert — wspaniałą symfonię dźwięków
natury.
Słońce powolutku tonęło w głębinach jeziora, pozostawiając nas w
delikatnym półmroku. W pewnym momencie wpłynęliśmy w jakąś lagunę ukrytą pod
rozłożystymi gałęziami wierzby. Świetliki latały dookoła nas zupełnie jak magiczne
duszki, a księżyc przeświecał przez liście, rzucając srebrzyste refleksy na
wodę.
Podniosłam się i wpatrywałam w to wszystko z szeroko otwartymi
oczami, a Kai stał obok mnie, śmiejąc się i obserwując moją zachwyconą minę. W
pewnym momencie spojrzał mi w oczy i przysunął się jeszcze bliżej, że prawie
stykaliśmy się ciałami.
— Jesteś taka podobna do
niej… — szepnął, chwytając mnie za rękę
i splatając swoje palce z moimi.
„Co byś
zrobił, gdybym była tą dziewczyną?” zapytałam, choć w mojej głowie powstało podobne,
a jednocześnie całkiem inne pytanie: czy
chciałbyś abym była tą dziewczyną, jednak nigdy nie odważyłabym się go
zadać.
— To niemożliwe, abyś nią
była — wyszeptał smutnym głosem, a moje
serce rozdarło się na pół. — Ale
szczerze mówiąc, teraz nie chcę całować nikogo innego oprócz ciebie, Ario…
Zniżył głowę, a ja zamknęłam oczy, czekając na dotyk jego warg,
jednak nie doczekałam się. Nagle komórka zaczęła dzwonić w kieszeni Kaia, przez
co chłopak stracił równowagę i zaczął się kołysać, a cała łódka razem z nim.
Chciałam jakoś uratować sytuację, ale sama straciłam równowagę i
już po chwili oboje wylądowaliśmy w wodzie.
— Nie bój się! — krzyknął i podpłynął do mnie, ponieważ
szaleńczo wymachiwałam rękoma, aby utrzymać się jakoś na powierzchni.
Nienawidziłam wody, ale jeszcze bardziej nie cierpiałam, gdy ktoś
widział moje słabości.
— Trzymam cię. Nie pozwolę,
aby stała ci się krzywda. Złap mnie za szyję! —
Posłuchałam go i kurczowo trzymałam się jego ciała, jakby zależało od
tego moje życie. No bo, prawdę mówiąc, zależało. — Dobrze, a teraz oddychaj głęboko. Wdech,
wydech, wdech, wydech…
Powoli uspokajałam się i wyrównywałam oddech, cały czas
spoglądając w te cudne oczy wpatrzone tylko we mnie. Zbliżyłam się jeszcze bardziej,
a Kai objął moją talię swoimi ramionami. Nasze usta dzieliło zaledwie kilka
centymetrów, gdybym tylko kiwnęła głową do przodu…
— Ario. Chwyć się jedną
ręką łodzi i postaraj się podciągnąć, dobrze? —
polecił, odwracając wzrok ode mnie.
Moje serce ponownie rozpadło się na kawałki, powodując nieznośny
ból w piersi. Czy tak właśnie czuje się osoba odrzucona?
Kiwnęłam tylko głową,
podczas gdy Kai podsadził mnie wyżej, aż po chwili ponownie znalazłam się w
łodzi, a on podciągnął się, wskakując do środka. Wyłowił wiosła i w milczeniu
popłynął do brzegu. Zgarnęliśmy pozostawione na polance papierki i torby, po
czym poszliśmy do samochodu. Znowu panowało to krępujące milczenie między nami!
Aż miałam ochotę zacząć coś kopać albo rzucić czymś, rozbić, zniszczyć — obojętne, musiałam się po prostu wyładować. A
że nawet nie mogłam sobie pokrzyczeć,
postanowiłam całkowicie ignorować obecność Kaia.
Po półgodzinie zaczęło mi się nudzić, ale twardo trzymałam się
postanowienia, że nie spytam go o nic, aż do czasu zakończenia tej wycieczki.
Po półtorej godzinie miałam całkowicie dość i właśnie odwracałam się, aby
przeprosić za moje dziecinne zachowanie, jednak pierwszy odezwał się Kai.
— Przepraszam, że znowu
jesteś mokra przeze mnie — powiedział,
zaciskając ręce na kierownicy. Za to przepraszasz,
a nie za to, że poczułam się jak idiotka?!, pomyślałam wściekła, jednak
wcale nie na Kaia, tylko na siebie, bo pozwoliłam doprowadzić do takiej
sytuacji, w której rzeczywiście poczułam się jak idiotka. — Czy możemy zapomnieć o tym, co wydarzyło się
na łódce?
„Pewnie”, odpisałam.
Jestem naprawdę dobra w zapominaniu. Zapomniałam już o tamtych
durnowatych myślach i uczuciach, bo po co wspominać coś, co nigdy się nie
wydarzy? Nie lubię rozpamiętywać przeszłości ani zastanawiać się nad
przyszłością, wolę być tu i teraz —
postanowiłam to już dawno i zamierzałam się tego trzymać.
— Odwieść cię do domu, czy
chcesz się przebrać? — zapytał, ponownie
na mnie spoglądając, a napięcie zniknęło z jego twarzy.
„Przebiorę
się, bo ciotka będzie zadawać za dużo pytań”, odparłam i uśmiechnęłam się do
Kaia, który odpowiedział tym samym. Kilkanaście minut później staliśmy pod jego
domem, a Kai wyciągał klucze z kieszeni.
„Nie ma
nikogo w domu?”
— Nie. Mama wróci dopiero
nad ranem, bo dostała zlecenie, aby robić zdjęcia na jakimś bankiecie
burmistrza czy innego bogatego polityka, natomiast Aislinn śpi u koleżanki. Mam
nadzieję, że to ci nie przeszkadza?
„Niespecjalnie”, napisałam,
choć czułam coś zupełnie innego.
Nie chciałam być z nim sama. Myślałam, że w czyjejś obecności
będzie mi łatwiej ukrywać swe uczucia. Przeszłam przez próg pogrążonego w
ciemnościach domu, natomiast Kai zamknął za nami drzwi. Zapalił światło, a do
olbrzymiego lobby wpadła od razu tamta bestia, szczekając i ganiając wokół nóg
swojego opiekuna.
— Spokój, Farren, spokój
— powiedział Kai, ale pies ciągle
wariował, więc kucnął i podrapał zwierzaka po łbie. — Też się cieszę, że cię widzę, stary, ale mamy
gościa. Zachowuj się jakoś.
Spojrzał na mnie i uśmiechnął się rozradowany niczym dziecko. No i
jak go tu nie lubić? Gdy wszystkie emocje i uczucia ma wymalowane na twarzy.
Urocza otwarta księga. Ech, niedobrze mi od tych moich przesłodzonych tekstów.
Co to, spóźniona burza hormonów?! Chyba powoli zamieniam się w jedną z tych
rozchichotanych nastolatek wpatrzonych tylko i wyłącznie w chłopaka oraz
całkowicie ślepych na całą resztę świata. Durna, zakochana ja.
— Dobra, starczy, Farren
— odezwał się z podłogi Kai, przerywając
moje opierniczanie się w myślach. Wstał i podszedł do mnie, przeczesując mokre
włosy i stawiając je na sztorc. —
Prysznic czy wanna?
„Wanna” odparłam,
szczerząc zęby w uśmiechu.
W domu uwielbiałam zanurzać się w tej intensywnej rozkoszy: wanna
pełna gorącej wody oraz migotanie świec i zapach kadzidełek. Moja mama śmiała
się, że w wodzie czuję się zupełnie jak ryba i chyba tak też było. Uwielbiałam
pływać, nurkować, oglądać cały ten świat spod wody, ale potem… potem stało się
coś, przez co znienawidziłam wodę, a teraz wpadałam w panikę od razu, gdy
znajdowałam się w zbiorniku głębszym niż brodzik dla dzieci. Taka mała
paranoja…
— Ta na dole jest zepsuta,
więc zostaje ci tylko wanna w moim pokoju —
powiedział i poprowadził mnie krętymi schodami na górę. Tym razem zwracałam
większą uwagę na wystrój, ponieważ nie ciążył na mnie lęk o wypłacenie odszkodowania
za zamoczenie skóry. Na ścianach powieszono niesamowite obrazy znanych malarzy
renesansowych, ale także bardziej nowoczesnych, natomiast z sufitu zwisały
kryształowe żyrandole, rzucając na płótna migotliwe blaski. W którymś momencie
przeszliśmy obok lekko uchylonego pokoju, w którym stał czarny fortepian,
przykryty do połowy prześcieradłem.
„Grasz na
fortepianie?” zapytałam zaciekawiona.
Pamiętałam Kaia jako pulchnego chłopca, uwielbiającego słodycze i
wciąż płaczącego, ponieważ inni śmiali się z niego, z olbrzymim antytalentem do
muzyki i jakiejkolwiek innej sztuki. Ale
to już nie jest ten sam chłopiec, napomniałam się w myślach, to już nie jest nawet chłopiec, tylko
dorosły mężczyzna. Bardzo przystojny, dorosły mężczyzna…
— Już nie — odpowiedział wymijająco, a w jego głosie
zabrzmiała nuta olbrzymiego żalu i tęsknoty.
Odchrząknął jakby pozbywał się niewidzialnych kolców z gardła i
kontynuował oprowadzanie po domu. W końcu doszliśmy do ostatnich drzwi po lewej
i weszliśmy do olbrzymiego pokoju dokładnie takiego, jakim go zapamiętałam. Kai
podszedł do szafy stojącej w rogu pokoju i wyciągnął podkoszulek, parę ciemnych
spodni oraz skarpetki, po czym podał mi to wszystko. — Czuj się jak u siebie. Będę naprzeciwko,
jakbyś czegoś potrzebowała.
Wyciągnął ten sam zestaw ubrań dla siebie i wyszedł, zostawiając
mnie samą. Przeszłam do łazienki i odkręciłam kurek z ciepła wodą. Zanim
napełniła się wanna, ponownie przeszłam do sypialni Kaia i rozejrzałam się po
jej wnętrzu. Na jasnobrązowych ścianach nie wisiał żaden plakat, jedynie
kalendarz z zaznaczonymi datami oraz półka z odznaczeniami muzycznymi. Kiedy on
stał się wirtuozem? Przecież takich nagród nie zdobywa się za zagranie „Wlazł
kotek na płotek”. Co to, to nie! Sama dobrze o tym wiedziałam.
Oprócz tego każdą możliwą powierzchnię pokrywały książki.
Znajdowały się na półkach, na podłodze poukładane w stosy, na biurku porzucone
na jakiejś stronie, a także przy łóżku obok terrarium z brzydką jaszczurką,
bleh. Istne odbicie obłędu szalonego naukowca. Nagle coś rzuciło mi się w oczy,
a mianowicie przewrócona ramka na zdjęcie. Podeszłam i wyciągnęłam drżącą dłoń,
odsłaniając dwójkę dzieci uśmiechających się do obiektywu. Ciemnowłosy, pulchny
chłopiec i słodka blondynka spoglądająca na mnie olbrzymimi, błękitnymi oczami.
Z trzaskiem odłożyłam zdjęcie na swoje miejsce i pobiegłam do łazienki.
Zrzuciłam mokre ubrania i zanurzyłam się w gorącej, prawie że parzącej wodzie.
Oddychałam szybko, a serce wybijało szaleńczy rytm. Skąd on miał to zdjęcie?
Czy wiedział, że go okłamałam? Czy wszystko było już stracone? Wynurzyłam się
spod wody, biorąc głęboki oddech w spragnione powietrza płuca. Starczy tego
zamartwiania się!
Wygramoliłam się z wanny, cała ociekająca wodą, odprężona i
spokojna jak nigdy. Miałam tylko trzy dni, więc mogłam zaryzykować. Później
wszystko i tak straci znaczenie. Ubrałam się i wyszłam na korytarz, a Kai już
czekał pod drzwiami w czarnym podkoszulku, opinającym jego umięśnione ramiona i
poprzecieranych jeansach, wiszących nisko na biodrach. Z jego ciemnych włosów
spłynęła kropelka wody i zniknęła w zagłębieniu pomiędzy obojczykiem a szyją.
— A mogłem sobie kupić
jakąś sukienkę — stwierdził z uśmiechem,
przekrzywiając głowę w bok, niczym kot i obserwując mnie niebieskimi oczami
spod kurtyny gęstych rzęs.
Podeszłam powoli do niego i spojrzałam mu w oczy, zadzierając
głowę do góry. Kai wstrzymał oddech, kiedy wyciągnęłam rękę i przejechałam
palcami po jego torsie, schodząc niżej aż do bijącego szaleńczo serca. Chłopak
nie ruszył się tylko wciąż spoglądał na mnie rozszerzonymi oczami. Wspięłam się
na palce i zatrzymałam twarz zaraz koło jego, czekając na ten jeden ruch, który
zmieni wszystko…
— Odwiozę cię do domu
— mruknął, odwracając twarz w bok i
usunął się z drogi, zostawiając mnie samą sobie z milionem sprzecznych uczuć i
myśli.
…jeden ruch, który nigdy nie zostanie wykonany.
Ogarnął mnie szaleńczy gniew i wypływające z samego środka uczucie
całkowitej samotności. Łzy wezbrały w kącikach oczu, po czym spłynęły w dół
mojej twarzy, znacząc ją słonymi śladami porażki i upokorzenia. Przepchnęłam
się obok niego i zbiegłam na dół. Zatrzymałam się tylko, aby ubrać buty i
wyleciałam na zewnątrz, trzaskając przy okazji drzwiami, w ciemną i diabelnie
zimną noc. Cholera! Mogłam to lepiej przemyśleć, ale nie mogłam już zawrócić,
bo wyszłabym na całkowitą porażkę człowieka, więc biegłam. Nie wiedziałam,
gdzie dokładnie mam biec, ale nie potrafiłam zmusić swoich nóg, by się
zatrzymały.
Nagle poczułam szarpnięcie
z tyłu i otoczyły mnie męskie ramiona, krępując moje ruchy i powstrzymując
przed dalszą ucieczką. Odwróciłam się, gotowa kopnąć nieznajomego w krocze, tak
jak uczyła mnie Zoë w razie, gdybym wpadła na jakiegoś nieprzyjemnego gościa, i
zauważyłam jego twarz. Czarne włosy sterczały we wszystkich kierunkach,
policzki zaróżowiły mu się od biegu, a oczy stanowiły dwie olbrzymie czarne
dziury wsysające moje serce.
Kai przyciągnął mnie bliżej siebie i jednym płynnym ruchem zniżył
głowę, by pocałować mnie namiętnie, niemal sprawiając mi ból. Ile czasu
staliśmy na zewnątrz? Nie mam zielonego pojęcia, wiem jedynie, że kiedy
oderwaliśmy się od siebie, czułam buchający od nas żar, choć szczękaliśmy
zębami z zimna.
— Nigdy więcej nie uciekaj
ode mnie — powiedział Kai, opierając
swoje czoło o moje, a ja trzymałam ręce na jego plecach, gładząc je opuszkami
palców. Kiwnęłam głową delikatnie, po czym Kai chwycił mnie za rękę i
odprowadził do siebie do domu. Dopiero w świetle lamp zauważyłam, że był boso,
a z jego stóp ciekła krew, zostawiając czerwone ślady na śnieżnobiałych
kaflach. Pociągnęłam go do kuchni i nakazałam usiąść na krześle, podczas gdy ja
szukałam jakiejś apteczki w szafkach.
— Na górze, ostatnia po
lewej — podpowiedział Kai, przyglądając
mi się z dziwnym błyskiem w oczach. Sięgnęłam po apteczkę i podeszłam do niego.
Usiadłam na drugim krześle i delikatnie podniosłam jego nogę, kładąc ją sobie
na kolanach. Nalałam wody utlenionej na gazę i przetarłam rany, a Kai syknął z
bólu.
„Przepraszam,
że zostałeś ranny przeze mnie” napisałam szybko, jedną ręką wciąż
przecierając rany.
— Nie przejmuj się tym — powiedział cicho, spoglądając na mnie, a
poczucie winy malowało się na jego twarzy. —
Nie powinienem był się tak zachowywać. Przepraszam, ale… Myślałem, że
skrzywdzę cię, kiedy się pocałujemy, ponieważ nie byłem pewien, czy lubię
ciebie czy dziewczynę, którą przypominasz.
Zesztywniałam chwilowo, nie potrafiąc spojrzeć mu w oczy, ani
nawet ruszyć małym paluszkiem, jednak szybko otrząsnęłam się i chwyciłam za
drugą nogę Kaia, opierając ją na kolanach. Ponownie nalałam wody utlenionej na
gazę i zaczęłam przecierać rany. Prawa noga wyglądała o wiele gorzej niż lewa.
Prawie przez całą długość stopy biegła głęboka na pół centymetra rana z której
sączyła się obficie krew. Wyciągnęłam z apteczki bandaż i podałam chłopakowi,
aby go odpakował, a ja w tym czasie napisałam dla niego wiadomość.
„Wcześniej
powiedziałeś, że to niemożliwe, abym była nią. Dlaczego?”
Kai podał mi pakunek, a ja pokazałam mu kartkę i schyliłam głowę,
skupiając całą swoją uwagę na dokładnym zabandażowaniu rany i pozwalając, aby
Kai snuł swoją opowieść tak, jakby mnie tam wcale nie było. I choć siedziałam
niecały metr od niego, w tamtym momencie poczułam, jakbym znajdowała się na
drugim końcu świata, zamknięta w ciemnym, zimnym pomieszczeniu, odczuwając
jedynie samotność, ból i gorycz.
— Poznałem Ariel w drugiej
klasie podstawówki. Miałem wtedy chyba z 8 lat, kiedy przenieśliśmy się do
Nowego Jorku z powodu pracy ojca. Możesz nie uwierzyć, ale nie zawsze
wyglądałem tak jak teraz. Wcześniej bardziej przypominałem ciągle płaczącą
świnkę, przez co stałem się obiektem żartów innych uczniów. I właśnie, kiedy
płakałem w kącie, ktoś odezwał się najpiękniejszym głosem na całym świecie,
pytając mnie czy wszystko w porządku. Pomyślałem wtedy, że usłyszałem
przypadkiem anioła, więc podniosłem głowę i rzeczywiście, stał przede mną anioł
z pięknymi blond lokami spływającym w dół twarzy oraz najpiękniejszymi i
najdelikatniejszymi oczami, jakie kiedykolwiek w życiu widziałem.
Wyciągnęła do mnie rękę i powiedziała „Nie martw się, że nie masz
przyjaciół. Ja też ich nie mam, więc zostańmy przyjaciółmi!”, po czym
uśmiechnęła się do mnie. Myślę, że pokochałem ją od pierwszego wejrzenia, przez
co nie chciałem jej opuścić. Zawsze trzymaliśmy się razem, czy to na lekcjach
czy na przerwach. Po prostu nie znosiłem myśli, że mógłbym ją kiedyś utracić,
ale nigdy jej tego nie powiedziałem, wiesz? Sądziłem, że nic nas nie rozdzieli,
że nasza przyjaźń przetrwa na wieki. I tak minęły nam cztery lata, podczas
których ona stawała się coraz piękniejsza, a ja coraz mocniej zakochiwałem się
w niej, a szczególnie w jej głosie. Śpiewała piękniej niż niejedna piosenkarka,
a przy tym pozostawała taka pełne życia, jakby piosenki były jej metodą do
wyrażania uczuć.
Paradoksalne w tym wszystkim jest to, że nasza pierwsza kłótnia
odbyła się właśnie przez jej głos, a właściwie przez to, że nie powiedziała mi
o jednej bardzo ważnej rzeczy związanej z jej wcześniejszym życiem. Któregoś
wieczoru powiedziała mi o wszystkim i oświadczyła, że musi wyjechać za granicę
na kilka lat. Byłem tak wściekły, że odparłem jej, że „może jechać w cholerę i
w ogóle nie wracać, ponieważ nie będę za nią tęsknił, bo nie można tęsknić za
kimś, kogo się nienawidzi.” Wtedy też jedyny raz zobaczyłem jej łzy, spływające
w dół i kapiące na chodnik. Odwróciła się na pięcie i pobiegła do domu, a ja
byłem tak na nią wściekły, że nawet nie postarałem się jej złapać. Tego samego
wieczoru wyjechała razem z rodzicami i już nigdy nie wróciła.
Następnego dnia rano, mama obudziła mnie ze łzami w oczach i
powiedziała, że Ariel nie żyje. Miała wypadek w nocy. Samochód, którym jechała,
wpadł w poślizg i spadł z mostu wprost do rzeki. Zanim przybyła pomoc, wszyscy znajdujący
się w samochodzie, utopili się. Ariel odeszła. Zostawiła mnie samego, a
ostatnią rzecz, którą jej powiedziałem to, że jej nienawidzę. Nie mogę tego
sobie wybaczyć, dlatego uważam, że nie zasługuję, aby być szczęśliwym z jakąkolwiek
inną dziewczyną, ponieważ byłaby to zdrada wobec niej.
„Gotowe” napisałam
chwilę potem, gdy Kai skończył opowiadać, i zdjęłam jego nogę z kolan, wstając.
Nie potrafiłam spojrzeć mu w oczy, bo gdybym to zrobiła, rozpłakałabym się.
Odwróciłam się na pięcie i podeszłam do zlewu, aby umyć drżące dłonie. Po
chwili Kai przytulił mnie do siebie, zniżając głowę do mojego ucha i szepcząc delikatnie,
słodko.
— Ale z tobą nie czuję
jakbym ją zdradzał. Czuję, że to… właściwe.
Serce zabiło mi niczym dzwon w katedrze Notre Dam. Jeszcze jedna
taka akcja, a czułam, że eksploduje z nadmiaru wrażeń. Obróciłam się w jego
stronę i położyłam dłoń na twarzy Kaia, delikatnie zarysowując kształt oczu,
nosa i ust. Chciałam zapamiętać każdy detal tej pięknej buzi uformowanej na
podobieństwo samego Boga, bo nie sądziłam, że może istnieć we wszechświecie
piękniejsza istota od niego. Pragnęłam mu przekazać, że już nigdy go nie
opuszczę, ale wiedziałam, że złamię tę obietnicę, raczej prędzej niż później.
Odsunęłam się więc delikatnie od niego i chwyciłam swoją tabliczkę.
„Myślę, że
powinnam już jechać.”
— Tak, chyba tak — odpowiedział nagle o wiele cichszym głosem
niż wcześniej. Puścił mnie, jakbym go oparzyła i wyszedł z kuchni.
Usłyszałam z podłogi ciche skomlenie i spojrzałam w niezwykle
inteligentne i jakby karcące mnie, piwne psie oczy. Kucnęłam i pogłaskałam
Farrena po miękkim futerku. Pies polizał moją rękę i zaskomlał po raz kolejny,
odwracając pysk w stronę korytarza, w którym zniknął Kai, i z powrotem w moją,
jakby doskonale wiedział, co czuję. Ale co mogę zrobić Farrenie?, pomyślałam, wpatrując się we własne odbicie na kafelkach, mogę jedynie powiedzieć mu „żegnaj”, zanim dowie się prawdy…
Może i powinnam tak zrobić, ale nie potrafiłam znieść myśli, że
znowu go stracę, choć wiedziałam, że to samolubne z mojej strony. Starłam
pojedynczą łzę, która spłynęła niechciana i niezauważona przez nikogo, po czym
wstałam i wyszłam z kuchni. Ubrałam się i wybiegłam z domu, uderzając w plecy
Kaia, który zachwiał się, ale nie stracił równowagi.
— Tak się poznaliśmy, co
nie? — zapytał, wciąż odwrócony do mnie
tyłem.
— Nie mogę uwierzyć, że było to
zaledwie wczoraj. Czuję, jakbym znał cię całe życie. Może dlatego, że jesteś
taka podobna do Ariel, ale jednak zupełnie różna. Wciąż mnie zaskakujesz,
sprawiasz, że jestem niepewny i wytrącony z równowagi, starając się ciebie
zrozumieć, a jednocześnie pierwszy raz od bardzo dawna czuję się na właściwym
miejscu, z właściwą osobą i we właściwym czasie. Nie mogę tego zrozumieć! — krzyknął i odwrócił się w moją stronę, a na
jego twarzy malowało się takie napięcie, jakiego nigdy nie widziałam u nikogo
wcześniej. — To strasznie frustrujące!
Bo nie mogę zrozumieć, czy zakochuję się w tobie czy wciąż kocham Ariel!!!
Rzuciłam mu się na szyję i przycisnęłam wargi do jego ust, a on po
chwili oddał pocałunek ze zdwojoną siłą, przyciskając mnie do kolumny i
podnosząc wyżej, aż oplotłam go nogami w pasie. Pragnęłam więcej i więcej.
Więcej ciepła, więcej dotyku, po prostu więcej Kaia. Nic się nie liczyło z
wyjątkiem jego ust przyciśniętych do moich, jego rąk oplatających moją talię,
jego oddechu zmieszanego z moim oraz jego zapachu unoszącego się w powietrzu
wokół nas.
Jeżeli świat miałby się
skończyć, to mógłby zrobić to już, ponieważ przeżyłam swoją najszczęśliwszą
chwilę w życiu i niczego więcej nie oczekiwałam.
Kai odsunął się ode mnie, sapiąc głośno i z uśmiechem na ustach
jak u małego chłopca.
— Odwiozę cię do ciotki, bo
jeżeli zostaniesz jeszcze chwilę, to nie będę w stanie zagwarantować ci bezpieczeństwa
— wyszeptał w moje usta i musnął je
delikatnie, ciągnąc mnie za sobą w stronę samochodu.
Pożegnaliśmy się pod domem, po czym weszłam cichutko, aby nie
zbudzić Zoë i poszłam do swojego pokoju, rzucając się w ciuchach Kaia na łóżko.
Wciąż unosił się na nich delikatny zapach piżma, wanilii i lawendy, który
ukołysał mnie do snu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz