czwartek, 18 lutego 2016

Melodia Oceanu – Część II: Decyzje

Całą środę, a przynajmniej jej poranek, spędziłam, unikając Kaia niczym diabeł święconej wody. Inaczej sprawa wyglądała w przypadku chłopaka — bowiem wyznaczył sobie za cel, aby porozmawiać ze mną. Jak tylko pojawiał się w zasięgu wzroku, znikałam najszybciej i najdalej, jak potrafiłam, aż w pewnym momencie musiał się wkurzyć i… wparował do damskiej toalety, w której się ukryłam.
—  Cześć —  warknął i poprosił resztę dziewczyn, aby wyszły na chwilę. Gdy prosi cię takie ciacho jak on, nie ma możliwości, abyś odmówiła, więc po kilku sekundach zostałam z nim sam na sam. —  Mogę wiedzieć, dlaczego mnie unikasz? Czy zrobiłem coś nie tak, albo powiedziałem coś wczoraj, co cię uraziło?
Pokręciłam szybko głową i spuściłam wzrok, ponieważ nie mogłam patrzeć w te oczy, w których skrzył się gniew. W dodatku skierowany w moją osobę…
„Nie powinniśmy ze sobą rozmawiać”, odpisałam i dodałam: „Rozejrzyj się po korytarzu. Jesteśmy z całkiem innych klas społecznych ja to odludek, natomiast ty jesteś uważany za księcia tej szkoły.”
—  A więc o to chodzi? Nie chcesz się przyjaźnić z kimś tak płytkim jak ja, co? —  odparł wkurzony i jednocześnie jakby smutny.
„To nie tak!”
—  Nie? To jak, bo nie rozumiem cię! Powiedz mi, dlaczego mnie unikasz! Czy to przez to, że powiedziałem wczoraj, że jesteś podobna do pewnej dziewczyny, której nie widziałem przez pięć lat?! —  krzyknął naprawdę zdenerwowany i uderzył pięścią w ścianę. — Cholera!
Chwyciłam jego dłoń, bo podejrzewałam, że mógł coś sobie złamać, ale wolałam milczeć i nie prowokować go więcej.
Kai spojrzał na mnie dziwnie smutnymi oczami i zniżył głowę, aż poczułam zapach jego szamponu do włosów. Był zaledwie kilka centymetrów ode mnie, gdy do łazienki wpadła roześmiana grupka dziewczyn, sprawiając tym samym, że chłopak szybko odskoczył na bezpieczną, formalną odległość.
—  Chodź —  powiedział i uśmiechnął się zawadiacko, ciągnąc mnie do wyjścia. Widziałam, jak oczy rozszerzyły się ze zdumienia i szoku zastygłej w niedowierzaniu grupce. Bo oto Książę ratował Kopciuszka. A właściwie ropuchę…
 Przeszliśmy przez cały korytarz, aż w końcu znaleźliśmy się na parkingu, na którym stał zaparkowany ten sam samochód, co wczoraj.
—  Zabieram cię na wycieczkę, żebyś zobaczyła, że nie jestem taki płytki.
„A co ze szkołą?” nabazgrałam naprędce, a Kai spojrzał tylko na napis i roześmiał się ciepło.
—  Walić szkołę, żyje się raz.
Otworzył drzwi i zaprosił mnie gestem dłoni, niczym prawdziwy książę. Na jego ustach pojawił się ciepły uśmiech, sprawiając, że mój opór zmalał do malutkiej Arii siedzącej wewnątrz głowy i wydzierającej się, że przez to będę cierpieć. Kopnęłam ją w cztery litery i nakazałam się zamknąć. Kai miał rację: żyje się raz, coś o tym wiedziałam.
Z parkingu odjechaliśmy z piskiem opon, przyprawiając uczniów o lekki zawał serca, a Kai jedynie roześmiał się ponownie, zarażając mnie tym swoim optymizmem. Odłożyłam na bok wszystkie zmartwienia oraz niepewności i postanowiłam przynajmniej tego jednego dnia po prostu cieszyć się z jego towarzystwa. Potem poniosę konsekwencje swoich czynów, myślałam.
—  Znam jedno bardzo urocze miejsce, jednak to trochę daleko. Przynajmniej dwie godziny jazdy w jedną stronę. Czy chciałabyś tam pojechać, czy może wolisz gdzieś bliżej? —  zapytał i szybko spojrzał na mnie roześmianymi oczami.
„Jedźmy w tamto urocze miejsce!” odparłam i uśmiechnęłam się delikatnie.
—  Wow, umiesz się uśmiechać do chłopaków, a już myślałem, że tylko do mojej siostry i matki —  powiedział, za co zarobił uderzenie tabliczką w ramię, co przyniosło zamierzony efekt. Zaśmiewał się do rozpuku.
Nie chciałam, aby panowała między nami ta dziwna cisza co wczoraj, więc napisałam coś, co pierwsze przyszło mi do głowy:
„Twoja siostra jest bardzo podobna do ciebie.”
—  Naprawdę? To ciekawe, bo została adoptowana kilka lat temu —  odpowiedział spokojnie i przyjrzał się mojej minie, mówiącej Boże-ale-z-ciebie-idiotka, po czym wyciągnął rękę i potargał mi włosy. —  Nie martw się, nie ty jedna tak powiedziałaś. No i rzeczywiście, moja siostra jest naprawdę podobna do mojej mamy, a ja mam jej oczy oraz kształt twarzy, więc tak jakby jesteśmy z Lin podobni do siebie. Coś jeszcze cię interesuje?
„Tak. Jesteś Japończykiem?”
—  W połowie. Mój ojciec pochodzi z Japonii i rozkręcił tam interes, dzięki czemu możemy sobie pozwolić na te wszystkie kosztowne badziewia. Właściwie to co widziałaś u mnie w domu, a nawet sam dom i ten samochód, to prezenty przeprosinowe za to, że ciągle go nie ma. Na swój dziwny i pokręcony sposób stara się nam wynagrodzić pracoholizm, jednak jesteśmy szczęśliwą rodziną, jeśli chcesz wiedzieć. Powinnaś jeszcze wpaść do nas, Lin i mama się ucieszą, a także Farren cię polubił i zapewne oczekuje od ciebie pieszczot.
„Tak w ogóle, co to za rasa?”
—  Owczarek szwajcarski. Kolejny zabawny prezent od ojca. Pewnego razu stwierdził, że potrzebujemy męskiej głowy rodziny oraz ochroniarza, a ja się nie nadaję, ponieważ jestem nastolatkiem i muszę się wyszaleć. Więc kupił szczeniaka i przywiózł go do domu w olbrzymim koszu, a wokół szyi psa obwiązał czerwoną kokardę. Początkowo Farren przysparzał więcej problemów, niż zakładaliśmy, ponieważ nie potrafił się załatwiać na dworze oraz wszystko gryzł. Jak zacząłem go trenować, okazało się, że to bardzo inteligentna bestia, no i tak jakoś wszyscy przyzwyczailiśmy się do pchlarza i obecnie uznajemy go za  członka rodziny. A potem Aislinn wyskoczyła z pomysłem jeżdżenia na zawody, a mama wspaniałomyślnie się zgodziła, więc od roku wraz z Farrenem pokazujemy się na wystawach w różnych częściach kraju, prezentując jego „wspaniałą” osobowość.
„To niesamowite!” skwitowałam i dopisałam: „Nigdy nie miałam żadnego zwierzątka, ponieważ mama była uczulona na sierść.”
—  Była? —  zapytał, wyłapując czas przeszły. Cholera, Ario, skup się!
„Zginęła razem z moim ojcem w wypadku kilka lat temu, podczas którego ja straciłam głos.”
Kai obejrzał się na mnie szybko, a na jego twarzy wypisane było współczucie i żal.
—  Przepraszam, nie powinienem był poruszać tego tematu.
„Nic się nie stało, to zdarzyło się już dawno.” odpowiedziałam i na chwilę odwróciłam twarz do okna, udając, że przyglądam się mijanym krajobrazom.
—  Jeśli chcesz, to połóż się spać. I tak będziemy jechać jeszcze trochę czasu, więc obudzę cię, gdy dotrzemy na miejsce.
Kiwnęłam głową i zamknęłam oczy. Chyba rzeczywiście byłam śpiąca, bo usnęłam już po kilku minutach, ale jeszcze wpółprzytomna usłyszałam, jak Kai szepcze „Dobranoc, Ario”, co w jakiś dziwny sposób sprawiło, że poczułam gorąco gdzieś tam w środku w okolicach serca.
***
—  Pobudka, Ario. Jesteśmy na miejscu —  powiedział Kai, pochylając się nade mną dwie godziny później. Zerwałam się do pozycji siedzącej, o mało nie dostając zawału. Cholera! Nienawidzę, jak się mnie tak straszy.
Spojrzałam na chłopaka opierającego się o samochód i przyglądającego mi się z zaciekawieniem i uśmiechem na ustach, a na moje policzki nagle wypłynęła zdradliwa czerwień. Przygładziłam szybko włosy i wysiadłam z samochodu.
To gdzie teraz?”
—  Prosto i przed siebie —  odpowiedział, machając jak dziecko białą siatką z supermarketu. Ciekawe, kiedy zdążył się zatrzymać i coś kupić? Pewnie kiedy spałam…
„Co masz w siatce?” zapytałam, wskazując palcem na jego rękę.
Kai uśmiechnął się uroczo i odpowiedział:
—  Tajemnica.
No i co miałam zrobić z taką informacją?! Faceci czasem naprawdę nie potrafią wcielić się w naszą skórę, bo skoro ktoś mówi „tajemnica”, to sprawia tym samym, że jeszcze bardziej chcemy się dowiedzieć, co to jest tak naprawdę.
—  Ja opowiedziałem ci już o sobie, więc teraz twoja kolej. Gdzie się urodziłaś?
W głowie włączył mi się czerwony alarm, wyjący i powiadamiający o możliwym niebezpieczeństwie.
„W Nowym Jorku” odparłam zwięźle.
—  Serio? Też kiedyś tam mieszkałem, ale rodzicom nie podobało się takie otoczenie do wychowywania dzieci, więc przenieśliśmy się tutaj. A co z tobą, co ty robisz na tym zadupiu?
„Najpierw po śmierci rodziców wyjechałam do innego kraju do dziadków ze strony ojca, jednak później wróciłam i przeniosłam się razem z siostrą mamy Zoë do jej domu rodzinnego, w którym wychowywała się mama.”
— Ach… przepraszam, ponownie. Czasem wydaje mi się, że moje usta poruszają się szybciej, niż zdążę pomyśleć nad sensem wypowiadanych słów. —  Machnęłam ręką i uśmiechnęłam się ciepło. Wyluzuj, chciałam napisać, jednak przerwał mi jego głos: —  Spójrz.
Podniosłam głowę i znieruchomiałam, bo oto przede mną rozciągał się wspaniały widok na olbrzymie, otoczone lasem jezioro, po którym spokojnie pływały łabędzie i dzikie kaczki. Piękne, chciałam przekazać Kaiowi, ale nie potrafiłam oderwać wzroku od tego miejsca. Chłopak chwycił mnie za rękę i poprowadził dalej, aż znaleźliśmy się na ślicznej, zacienionej polanie, na której rosło pełno białych i fioletowych kwiatów. Uśmiechnął się do mnie i wyciągnął z siatki krakersy, 7Up’a, ciasteczka, paluszki, jabłka i plastikowe kubeczki.
—  Pomyślałem, że zrobimy sobie piknik, bo pewnie będziesz głodna, więc po drodze zatrzymałem się w sklepie i kupiłem to wszystko. —  Ukłonił się jak prawdziwy książę, wyciągając rękę, a ja chwyciłam ją, dając się poprowadzić. —  Czy zechciałaby pani spróbować tego znakomitego trunku?
Kiwnęłam głową, uśmiechając się do niego. Kai nalał do kubeczka 7Up’a i podał mi, po czym usiadł i chwycił krakersa z opakowania. Siedzieliśmy tak, zajadając się słodkościami, od czasu do czasu zadając sobie pytania lub opowiadając o najdziwniejszych rzeczach, które nam się przytrafiły, aż w pewnym momencie Kai sięgnął po ostatniego krakersa, a… moja ręka zadziałała szybciej niż pomyślałam i chwyciła krakersa z ręki Kaia, wsadzając mi przekąskę do ust. Chłopak spojrzał na mnie z zadziornym błyskiem w oczach, po czym podniósł się,  by mnie złapać, lecz ja w tym samym momencie uciekłam od niego. Biegaliśmy po tej polanie, ganiając za sobą i śmiejąc się, aż w końcu Kai pochwycił mnie i odwrócił przodem do siebie.
—  Mam cię —  wydyszał, patrząc mi prosto w oczy i zbliżając swoją twarz do mojej tak, że jego usta znalazły się centymetr od mojego ucha, szepcząc zachrypniętym, niskim głosem, który sprawiał, że całe moje ciało drżało. —  Teraz wyznaczę ci karę za tego krakersa… Zatańcz ze mną.
Kiwnęłam głową, a rumieniec pokrył moje policzki i choć nie było żadnej muzyki, tańczyliśmy, jakby grała cała orkiestra. Rytm wybijały nasze przyśpieszone serca, a słowa stanowiło ćwierkanie ptaków nad nami. Nie wiem, czy tańczyliśmy minutę, pięć, dziesięć czy całą godzinę, ale czułam, że w ramionach Kaia mogłabym przetańczyć całą noc, a i tak chciałabym więcej.
—  Chcesz zobaczyć coś jeszcze piękniejszego? —  zapytał w pewnej chwili i, nie czekając na moją odpowiedź, pociągnął mnie do zacumowanej łódki.
Wyciągnął wiosła, pomógłszy mi wsiąść, odepchnął łódkę od brzegu i wskoczył do niej. Płynęliśmy powoli, nie spiesząc się i wciąż rozmawiając, a świerszcze rozpoczęły swój wieczorny koncert — wspaniałą symfonię dźwięków natury.
Słońce powolutku tonęło w głębinach jeziora, pozostawiając nas w delikatnym półmroku. W pewnym momencie wpłynęliśmy w jakąś lagunę ukrytą pod rozłożystymi gałęziami wierzby. Świetliki latały dookoła nas zupełnie jak magiczne duszki, a księżyc przeświecał przez liście, rzucając srebrzyste refleksy na wodę.
Podniosłam się i wpatrywałam w to wszystko z szeroko otwartymi oczami, a Kai stał obok mnie, śmiejąc się i obserwując moją zachwyconą minę. W pewnym momencie spojrzał mi w oczy i przysunął się jeszcze bliżej, że prawie stykaliśmy się ciałami.
—  Jesteś taka podobna do niej… —  szepnął, chwytając mnie za rękę i splatając swoje palce z moimi.
„Co byś zrobił, gdybym była tą dziewczyną?” zapytałam, choć w mojej głowie powstało podobne, a jednocześnie całkiem inne pytanie: czy chciałbyś abym była tą dziewczyną, jednak nigdy nie odważyłabym się go zadać.
—  To niemożliwe, abyś nią była —  wyszeptał smutnym głosem, a moje serce rozdarło się na pół. —  Ale szczerze mówiąc, teraz nie chcę całować nikogo innego oprócz ciebie, Ario…
Zniżył głowę, a ja zamknęłam oczy, czekając na dotyk jego warg, jednak nie doczekałam się. Nagle komórka zaczęła dzwonić w kieszeni Kaia, przez co chłopak stracił równowagę i zaczął się kołysać, a cała łódka razem z nim.
Chciałam jakoś uratować sytuację, ale sama straciłam równowagę i już po chwili oboje wylądowaliśmy w wodzie.
—  Nie bój się! —  krzyknął i podpłynął do mnie, ponieważ szaleńczo wymachiwałam rękoma, aby utrzymać się jakoś na powierzchni.
Nienawidziłam wody, ale jeszcze bardziej nie cierpiałam, gdy ktoś widział moje słabości.
—  Trzymam cię. Nie pozwolę, aby stała ci się krzywda. Złap mnie za szyję! —  Posłuchałam go i kurczowo trzymałam się jego ciała, jakby zależało od tego moje życie. No bo, prawdę mówiąc, zależało. —  Dobrze, a teraz oddychaj głęboko. Wdech, wydech, wdech, wydech…
Powoli uspokajałam się i wyrównywałam oddech, cały czas spoglądając w te cudne oczy wpatrzone tylko we mnie. Zbliżyłam się jeszcze bardziej, a Kai objął moją talię swoimi ramionami. Nasze usta dzieliło zaledwie kilka centymetrów, gdybym tylko kiwnęła głową do przodu…
—  Ario. Chwyć się jedną ręką łodzi i postaraj się podciągnąć, dobrze? —  polecił, odwracając wzrok ode mnie.
Moje serce ponownie rozpadło się na kawałki, powodując nieznośny ból w piersi. Czy tak właśnie czuje się osoba odrzucona?
 Kiwnęłam tylko głową, podczas gdy Kai podsadził mnie wyżej, aż po chwili ponownie znalazłam się w łodzi, a on podciągnął się, wskakując do środka. Wyłowił wiosła i w milczeniu popłynął do brzegu. Zgarnęliśmy pozostawione na polance papierki i torby, po czym poszliśmy do samochodu. Znowu panowało to krępujące milczenie między nami! Aż miałam ochotę zacząć coś kopać albo rzucić czymś, rozbić, zniszczyć —  obojętne, musiałam się po prostu wyładować. A  że nawet nie mogłam sobie pokrzyczeć, postanowiłam całkowicie ignorować obecność Kaia.
Po półgodzinie zaczęło mi się nudzić, ale twardo trzymałam się postanowienia, że nie spytam go o nic, aż do czasu zakończenia tej wycieczki. Po półtorej godzinie miałam całkowicie dość i właśnie odwracałam się, aby przeprosić za moje dziecinne zachowanie, jednak pierwszy odezwał się Kai.
—  Przepraszam, że znowu jesteś mokra przeze mnie —  powiedział, zaciskając ręce na kierownicy. Za to przepraszasz, a nie za to, że poczułam się jak idiotka?!, pomyślałam wściekła, jednak wcale nie na Kaia, tylko na siebie, bo pozwoliłam doprowadzić do takiej sytuacji, w której rzeczywiście poczułam się jak idiotka. —  Czy możemy zapomnieć o tym, co wydarzyło się na łódce?
„Pewnie”, odpisałam.
Jestem naprawdę dobra w zapominaniu. Zapomniałam już o tamtych durnowatych myślach i uczuciach, bo po co wspominać coś, co nigdy się nie wydarzy? Nie lubię rozpamiętywać przeszłości ani zastanawiać się nad przyszłością, wolę być tu i teraz —  postanowiłam to już dawno i zamierzałam się tego trzymać.
—  Odwieść cię do domu, czy chcesz się przebrać? —  zapytał, ponownie na mnie spoglądając, a napięcie zniknęło z jego twarzy.
„Przebiorę się, bo ciotka będzie zadawać za dużo pytań”, odparłam i uśmiechnęłam się do Kaia, który odpowiedział tym samym. Kilkanaście minut później staliśmy pod jego domem, a Kai wyciągał klucze z kieszeni.
„Nie ma nikogo w domu?”
—  Nie. Mama wróci dopiero nad ranem, bo dostała zlecenie, aby robić zdjęcia na jakimś bankiecie burmistrza czy innego bogatego polityka, natomiast Aislinn śpi u koleżanki. Mam nadzieję, że to ci nie przeszkadza?
„Niespecjalnie”, napisałam, choć czułam coś zupełnie innego.
Nie chciałam być z nim sama. Myślałam, że w czyjejś obecności będzie mi łatwiej ukrywać swe uczucia. Przeszłam przez próg pogrążonego w ciemnościach domu, natomiast Kai zamknął za nami drzwi. Zapalił światło, a do olbrzymiego lobby wpadła od razu tamta bestia, szczekając i ganiając wokół nóg swojego opiekuna.
—  Spokój, Farren, spokój —  powiedział Kai, ale pies ciągle wariował, więc kucnął i podrapał zwierzaka po łbie. —  Też się cieszę, że cię widzę, stary, ale mamy gościa. Zachowuj się jakoś.
Spojrzał na mnie i uśmiechnął się rozradowany niczym dziecko. No i jak go tu nie lubić? Gdy wszystkie emocje i uczucia ma wymalowane na twarzy. Urocza otwarta księga. Ech, niedobrze mi od tych moich przesłodzonych tekstów. Co to, spóźniona burza hormonów?! Chyba powoli zamieniam się w jedną z tych rozchichotanych nastolatek wpatrzonych tylko i wyłącznie w chłopaka oraz całkowicie ślepych na całą resztę świata. Durna, zakochana ja.
—  Dobra, starczy, Farren —  odezwał się z podłogi Kai, przerywając moje opierniczanie się w myślach. Wstał i podszedł do mnie, przeczesując mokre włosy i stawiając je na sztorc. —  Prysznic czy wanna?
„Wanna” odparłam, szczerząc zęby w uśmiechu.
W domu uwielbiałam zanurzać się w tej intensywnej rozkoszy: wanna pełna gorącej wody oraz migotanie świec i zapach kadzidełek. Moja mama śmiała się, że w wodzie czuję się zupełnie jak ryba i chyba tak też było. Uwielbiałam pływać, nurkować, oglądać cały ten świat spod wody, ale potem… potem stało się coś, przez co znienawidziłam wodę, a teraz wpadałam w panikę od razu, gdy znajdowałam się w zbiorniku głębszym niż brodzik dla dzieci. Taka mała paranoja…
—  Ta na dole jest zepsuta, więc zostaje ci tylko wanna w moim pokoju —  powiedział i poprowadził mnie krętymi schodami na górę. Tym razem zwracałam większą uwagę na wystrój, ponieważ nie ciążył na mnie lęk o wypłacenie odszkodowania za zamoczenie skóry. Na ścianach powieszono niesamowite obrazy znanych malarzy renesansowych, ale także bardziej nowoczesnych, natomiast z sufitu zwisały kryształowe żyrandole, rzucając na płótna migotliwe blaski. W którymś momencie przeszliśmy obok lekko uchylonego pokoju, w którym stał czarny fortepian, przykryty do połowy prześcieradłem.
„Grasz na fortepianie?” zapytałam zaciekawiona.
Pamiętałam Kaia jako pulchnego chłopca, uwielbiającego słodycze i wciąż płaczącego, ponieważ inni śmiali się z niego, z olbrzymim antytalentem do muzyki i jakiejkolwiek innej sztuki. Ale to już nie jest ten sam chłopiec, napomniałam się w myślach, to już nie jest nawet chłopiec, tylko dorosły mężczyzna. Bardzo przystojny, dorosły mężczyzna…
—  Już nie —  odpowiedział wymijająco, a w jego głosie zabrzmiała nuta olbrzymiego żalu i tęsknoty.
Odchrząknął jakby pozbywał się niewidzialnych kolców z gardła i kontynuował oprowadzanie po domu. W końcu doszliśmy do ostatnich drzwi po lewej i weszliśmy do olbrzymiego pokoju dokładnie takiego, jakim go zapamiętałam. Kai podszedł do szafy stojącej w rogu pokoju i wyciągnął podkoszulek, parę ciemnych spodni oraz skarpetki, po czym podał mi to wszystko. —  Czuj się jak u siebie. Będę naprzeciwko, jakbyś czegoś potrzebowała.
Wyciągnął ten sam zestaw ubrań dla siebie i wyszedł, zostawiając mnie samą. Przeszłam do łazienki i odkręciłam kurek z ciepła wodą. Zanim napełniła się wanna, ponownie przeszłam do sypialni Kaia i rozejrzałam się po jej wnętrzu. Na jasnobrązowych ścianach nie wisiał żaden plakat, jedynie kalendarz z zaznaczonymi datami oraz półka z odznaczeniami muzycznymi. Kiedy on stał się wirtuozem? Przecież takich nagród nie zdobywa się za zagranie „Wlazł kotek na płotek”. Co to, to nie! Sama dobrze o tym wiedziałam.
Oprócz tego każdą możliwą powierzchnię pokrywały książki. Znajdowały się na półkach, na podłodze poukładane w stosy, na biurku porzucone na jakiejś stronie, a także przy łóżku obok terrarium z brzydką jaszczurką, bleh. Istne odbicie obłędu szalonego naukowca. Nagle coś rzuciło mi się w oczy, a mianowicie przewrócona ramka na zdjęcie. Podeszłam i wyciągnęłam drżącą dłoń, odsłaniając dwójkę dzieci uśmiechających się do obiektywu. Ciemnowłosy, pulchny chłopiec i słodka blondynka spoglądająca na mnie olbrzymimi, błękitnymi oczami. Z trzaskiem odłożyłam zdjęcie na swoje miejsce i pobiegłam do łazienki. Zrzuciłam mokre ubrania i zanurzyłam się w gorącej, prawie że parzącej wodzie. Oddychałam szybko, a serce wybijało szaleńczy rytm. Skąd on miał to zdjęcie? Czy wiedział, że go okłamałam? Czy wszystko było już stracone? Wynurzyłam się spod wody, biorąc głęboki oddech w spragnione powietrza płuca. Starczy tego zamartwiania się!
Wygramoliłam się z wanny, cała ociekająca wodą, odprężona i spokojna jak nigdy. Miałam tylko trzy dni, więc mogłam zaryzykować. Później wszystko i tak straci znaczenie. Ubrałam się i wyszłam na korytarz, a Kai już czekał pod drzwiami w czarnym podkoszulku, opinającym jego umięśnione ramiona i poprzecieranych jeansach, wiszących nisko na biodrach. Z jego ciemnych włosów spłynęła kropelka wody i zniknęła w zagłębieniu pomiędzy obojczykiem a szyją.
—  A mogłem sobie kupić jakąś sukienkę —  stwierdził z uśmiechem, przekrzywiając głowę w bok, niczym kot i obserwując mnie niebieskimi oczami spod kurtyny gęstych rzęs.
Podeszłam powoli do niego i spojrzałam mu w oczy, zadzierając głowę do góry. Kai wstrzymał oddech, kiedy wyciągnęłam rękę i przejechałam palcami po jego torsie, schodząc niżej aż do bijącego szaleńczo serca. Chłopak nie ruszył się tylko wciąż spoglądał na mnie rozszerzonymi oczami. Wspięłam się na palce i zatrzymałam twarz zaraz koło jego, czekając na ten jeden ruch, który zmieni wszystko…
—  Odwiozę cię do domu —  mruknął, odwracając twarz w bok i usunął się z drogi, zostawiając mnie samą sobie z milionem sprzecznych uczuć i myśli.
…jeden ruch, który nigdy nie zostanie wykonany.
Ogarnął mnie szaleńczy gniew i wypływające z samego środka uczucie całkowitej samotności. Łzy wezbrały w kącikach oczu, po czym spłynęły w dół mojej twarzy, znacząc ją słonymi śladami porażki i upokorzenia. Przepchnęłam się obok niego i zbiegłam na dół. Zatrzymałam się tylko, aby ubrać buty i wyleciałam na zewnątrz, trzaskając przy okazji drzwiami, w ciemną i diabelnie zimną noc. Cholera! Mogłam to lepiej przemyśleć, ale nie mogłam już zawrócić, bo wyszłabym na całkowitą porażkę człowieka, więc biegłam. Nie wiedziałam, gdzie dokładnie mam biec, ale nie potrafiłam zmusić swoich nóg, by się zatrzymały.
 Nagle poczułam szarpnięcie z tyłu i otoczyły mnie męskie ramiona, krępując moje ruchy i powstrzymując przed dalszą ucieczką. Odwróciłam się, gotowa kopnąć nieznajomego w krocze, tak jak uczyła mnie Zoë w razie, gdybym wpadła na jakiegoś nieprzyjemnego gościa, i zauważyłam jego twarz. Czarne włosy sterczały we wszystkich kierunkach, policzki zaróżowiły mu się od biegu, a oczy stanowiły dwie olbrzymie czarne dziury wsysające moje serce.
Kai przyciągnął mnie bliżej siebie i jednym płynnym ruchem zniżył głowę, by pocałować mnie namiętnie, niemal sprawiając mi ból. Ile czasu staliśmy na zewnątrz? Nie mam zielonego pojęcia, wiem jedynie, że kiedy oderwaliśmy się od siebie, czułam buchający od nas żar, choć szczękaliśmy zębami z zimna.
—  Nigdy więcej nie uciekaj ode mnie —  powiedział Kai, opierając swoje czoło o moje, a ja trzymałam ręce na jego plecach, gładząc je opuszkami palców. Kiwnęłam głową delikatnie, po czym Kai chwycił mnie za rękę i odprowadził do siebie do domu. Dopiero w świetle lamp zauważyłam, że był boso, a z jego stóp ciekła krew, zostawiając czerwone ślady na śnieżnobiałych kaflach. Pociągnęłam go do kuchni i nakazałam usiąść na krześle, podczas gdy ja szukałam jakiejś apteczki w szafkach.
—  Na górze, ostatnia po lewej —  podpowiedział Kai, przyglądając mi się z dziwnym błyskiem w oczach. Sięgnęłam po apteczkę i podeszłam do niego. Usiadłam na drugim krześle i delikatnie podniosłam jego nogę, kładąc ją sobie na kolanach. Nalałam wody utlenionej na gazę i przetarłam rany, a Kai syknął z bólu.
„Przepraszam, że zostałeś ranny przeze mnie” napisałam szybko, jedną ręką wciąż przecierając rany.
—  Nie przejmuj się tym —  powiedział cicho, spoglądając na mnie, a poczucie winy malowało się na jego twarzy. —  Nie powinienem był się tak zachowywać. Przepraszam, ale… Myślałem, że skrzywdzę cię, kiedy się pocałujemy, ponieważ nie byłem pewien, czy lubię ciebie czy dziewczynę, którą przypominasz.
Zesztywniałam chwilowo, nie potrafiąc spojrzeć mu w oczy, ani nawet ruszyć małym paluszkiem, jednak szybko otrząsnęłam się i chwyciłam za drugą nogę Kaia, opierając ją na kolanach. Ponownie nalałam wody utlenionej na gazę i zaczęłam przecierać rany. Prawa noga wyglądała o wiele gorzej niż lewa. Prawie przez całą długość stopy biegła głęboka na pół centymetra rana z której sączyła się obficie krew. Wyciągnęłam z apteczki bandaż i podałam chłopakowi, aby go odpakował, a ja w tym czasie napisałam dla niego wiadomość.
„Wcześniej powiedziałeś, że to niemożliwe, abym była nią. Dlaczego?”
Kai podał mi pakunek, a ja pokazałam mu kartkę i schyliłam głowę, skupiając całą swoją uwagę na dokładnym zabandażowaniu rany i pozwalając, aby Kai snuł swoją opowieść tak, jakby mnie tam wcale nie było. I choć siedziałam niecały metr od niego, w tamtym momencie poczułam, jakbym znajdowała się na drugim końcu świata, zamknięta w ciemnym, zimnym pomieszczeniu, odczuwając jedynie samotność, ból i gorycz.
—  Poznałem Ariel w drugiej klasie podstawówki. Miałem wtedy chyba z 8 lat, kiedy przenieśliśmy się do Nowego Jorku z powodu pracy ojca. Możesz nie uwierzyć, ale nie zawsze wyglądałem tak jak teraz. Wcześniej bardziej przypominałem ciągle płaczącą świnkę, przez co stałem się obiektem żartów innych uczniów. I właśnie, kiedy płakałem w kącie, ktoś odezwał się najpiękniejszym głosem na całym świecie, pytając mnie czy wszystko w porządku. Pomyślałem wtedy, że usłyszałem przypadkiem anioła, więc podniosłem głowę i rzeczywiście, stał przede mną anioł z pięknymi blond lokami spływającym w dół twarzy oraz najpiękniejszymi i najdelikatniejszymi oczami, jakie kiedykolwiek w życiu widziałem.
Wyciągnęła do mnie rękę i powiedziała „Nie martw się, że nie masz przyjaciół. Ja też ich nie mam, więc zostańmy przyjaciółmi!”, po czym uśmiechnęła się do mnie. Myślę, że pokochałem ją od pierwszego wejrzenia, przez co nie chciałem jej opuścić. Zawsze trzymaliśmy się razem, czy to na lekcjach czy na przerwach. Po prostu nie znosiłem myśli, że mógłbym ją kiedyś utracić, ale nigdy jej tego nie powiedziałem, wiesz? Sądziłem, że nic nas nie rozdzieli, że nasza przyjaźń przetrwa na wieki. I tak minęły nam cztery lata, podczas których ona stawała się coraz piękniejsza, a ja coraz mocniej zakochiwałem się w niej, a szczególnie w jej głosie. Śpiewała piękniej niż niejedna piosenkarka, a przy tym pozostawała taka pełne życia, jakby piosenki były jej metodą do wyrażania uczuć.
Paradoksalne w tym wszystkim jest to, że nasza pierwsza kłótnia odbyła się właśnie przez jej głos, a właściwie przez to, że nie powiedziała mi o jednej bardzo ważnej rzeczy związanej z jej wcześniejszym życiem. Któregoś wieczoru powiedziała mi o wszystkim i oświadczyła, że musi wyjechać za granicę na kilka lat. Byłem tak wściekły, że odparłem jej, że „może jechać w cholerę i w ogóle nie wracać, ponieważ nie będę za nią tęsknił, bo nie można tęsknić za kimś, kogo się nienawidzi.” Wtedy też jedyny raz zobaczyłem jej łzy, spływające w dół i kapiące na chodnik. Odwróciła się na pięcie i pobiegła do domu, a ja byłem tak na nią wściekły, że nawet nie postarałem się jej złapać. Tego samego wieczoru wyjechała razem z rodzicami i już nigdy nie wróciła.
Następnego dnia rano, mama obudziła mnie ze łzami w oczach i powiedziała, że Ariel nie żyje. Miała wypadek w nocy. Samochód, którym jechała, wpadł w poślizg i spadł z mostu wprost do rzeki. Zanim przybyła pomoc, wszyscy znajdujący się w samochodzie, utopili się. Ariel odeszła. Zostawiła mnie samego, a ostatnią rzecz, którą jej powiedziałem to, że jej nienawidzę. Nie mogę tego sobie wybaczyć, dlatego uważam, że nie zasługuję, aby być szczęśliwym z jakąkolwiek inną dziewczyną, ponieważ byłaby to zdrada wobec niej.

„Gotowe” napisałam chwilę potem, gdy Kai skończył opowiadać, i zdjęłam jego nogę z kolan, wstając. Nie potrafiłam spojrzeć mu w oczy, bo gdybym to zrobiła, rozpłakałabym się. Odwróciłam się na pięcie i podeszłam do zlewu, aby umyć drżące dłonie. Po chwili Kai przytulił mnie do siebie, zniżając głowę do mojego ucha i szepcząc delikatnie, słodko.
—  Ale z tobą nie czuję jakbym ją zdradzał. Czuję, że to… właściwe.
Serce zabiło mi niczym dzwon w katedrze Notre Dam. Jeszcze jedna taka akcja, a czułam, że eksploduje z nadmiaru wrażeń. Obróciłam się w jego stronę i położyłam dłoń na twarzy Kaia, delikatnie zarysowując kształt oczu, nosa i ust. Chciałam zapamiętać każdy detal tej pięknej buzi uformowanej na podobieństwo samego Boga, bo nie sądziłam, że może istnieć we wszechświecie piękniejsza istota od niego. Pragnęłam mu przekazać, że już nigdy go nie opuszczę, ale wiedziałam, że złamię tę obietnicę, raczej prędzej niż później. Odsunęłam się więc delikatnie od niego i chwyciłam swoją tabliczkę.
„Myślę, że powinnam już jechać.”
—  Tak, chyba tak —  odpowiedział nagle o wiele cichszym głosem niż wcześniej. Puścił mnie, jakbym go oparzyła i wyszedł z kuchni.
Usłyszałam z podłogi ciche skomlenie i spojrzałam w niezwykle inteligentne i jakby karcące mnie, piwne psie oczy. Kucnęłam i pogłaskałam Farrena po miękkim futerku. Pies polizał moją rękę i zaskomlał po raz kolejny, odwracając pysk w stronę korytarza, w którym zniknął Kai, i z powrotem w moją, jakby doskonale wiedział, co czuję. Ale co mogę zrobić Farrenie?, pomyślałam, wpatrując się we własne odbicie na kafelkach, mogę jedynie powiedzieć mu żegnaj, zanim dowie się prawdy…
Może i powinnam tak zrobić, ale nie potrafiłam znieść myśli, że znowu go stracę, choć wiedziałam, że to samolubne z mojej strony. Starłam pojedynczą łzę, która spłynęła niechciana i niezauważona przez nikogo, po czym wstałam i wyszłam z kuchni. Ubrałam się i wybiegłam z domu, uderzając w plecy Kaia, który zachwiał się, ale nie stracił równowagi.
—  Tak się poznaliśmy, co nie? —  zapytał, wciąż odwrócony do mnie tyłem.
—  Nie mogę uwierzyć, że było to zaledwie wczoraj. Czuję, jakbym znał cię całe życie. Może dlatego, że jesteś taka podobna do Ariel, ale jednak zupełnie różna. Wciąż mnie zaskakujesz, sprawiasz, że jestem niepewny i wytrącony z równowagi, starając się ciebie zrozumieć, a jednocześnie pierwszy raz od bardzo dawna czuję się na właściwym miejscu, z właściwą osobą i we właściwym czasie. Nie mogę tego zrozumieć! —  krzyknął i odwrócił się w moją stronę, a na jego twarzy malowało się takie napięcie, jakiego nigdy nie widziałam u nikogo wcześniej. —  To strasznie frustrujące! Bo nie mogę zrozumieć, czy zakochuję się w tobie czy wciąż kocham Ariel!!!
Rzuciłam mu się na szyję i przycisnęłam wargi do jego ust, a on po chwili oddał pocałunek ze zdwojoną siłą, przyciskając mnie do kolumny i podnosząc wyżej, aż oplotłam go nogami w pasie. Pragnęłam więcej i więcej. Więcej ciepła, więcej dotyku, po prostu więcej Kaia. Nic się nie liczyło z wyjątkiem jego ust przyciśniętych do moich, jego rąk oplatających moją talię, jego oddechu zmieszanego z moim oraz jego zapachu unoszącego się w powietrzu wokół nas.
 Jeżeli świat miałby się skończyć, to mógłby zrobić to już, ponieważ przeżyłam swoją najszczęśliwszą chwilę w życiu i niczego więcej nie oczekiwałam.
Kai odsunął się ode mnie, sapiąc głośno i z uśmiechem na ustach jak u małego chłopca.
—  Odwiozę cię do ciotki, bo jeżeli zostaniesz jeszcze chwilę, to nie będę w stanie zagwarantować ci bezpieczeństwa —  wyszeptał w moje usta i musnął je delikatnie, ciągnąc mnie za sobą w stronę samochodu.

Pożegnaliśmy się pod domem, po czym weszłam cichutko, aby nie zbudzić Zoë i poszłam do swojego pokoju, rzucając się w ciuchach Kaia na łóżko. Wciąż unosił się na nich delikatny zapach piżma, wanilii i lawendy, który ukołysał mnie do snu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz