Z ognia w płomień, trawiący duszę niespokojną namiętnie.
Z wody w kroplę, zanurzającą w odmętach cienia dogłębnie.
Z powietrza w oddech, jedyny odgłos, co ciszę przerywa –
agonia.
Z ziemi w proch, by walkę człowieka zakończyć, a w niej skona.
Czasu odmierza zegar niezmiennie i stale, bezlitosne
spojrzenia
w stronę upadłych śle, a jęki w szale zamienia w skowyt milczenia
Czyż człowiek to nie Boskie stworzenie,
Zmienione w nikłe i wątłe Jego westchnienie?
Ogień go przyjmie, ogień ogrzeje serce strapione.
Ogień rozpali zagasłe żądze niezmierzone.
Żar, płomień, rozkosz szaleństwa i erotyki
To ogień nieokiełznany, ogień człowieczy – namiętny i dziki.
Woda ukojeniem dla żaru obawy i niebezpieczeństwa.
Woda spokojnie obmywa, nie wywoła w żyłach szaleństwa.
Woda cicha i delikatna dla duszy, pociągnięciem struny
I melodii szumem wsącza się w uszy i leczy jak runy
W powietrzu oddech, w powietrzu siła, co życie dała.
Powietrze pierwszym i powietrze ostatnim słowem ciała,
A człowiek powietrzem karmiony, cudu powiewu nieświadomy.
Lecz gdy doświadczy orzeźwienia, dla świata pozostanie
nieznajomy.
Lecz wszystek ciało i dusza, i ego, i tak do ziemi ucieka
A ziemia na swej matczynej twarzy uśmiech przyobleka
Bo jak dziecię stęsknione do piersi znajomej lgniemy
Gdy zegar wyda ostatnie tchnienie, pod wpływem czasu ulegniemy.
Ostatni dzwon na wezwanie bije, człowiek ostatkiem sił dołu
dopada.
I nic, ogień, woda czy powietrze nie pomoże, gdy kości w
ziemię składa.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz