wtorek, 14 lipca 2015

Esencja Serca

— Mamusiu, opowiedz mi bajkę! — zawołała radośnie dziewczynka, ukazując swój szczerbaty uśmiech. Przytuliła się do boku ciemnowłosej kobiety i, choć łóżko nadal wydawało jej się twarde, a pokój zimny i przerażający, poczuła się bezpieczna.
— Dawno, dawno temu dobry Bóg zesłał na ziemię wszystkie swe anioły. Powiedział im, że aby powrócić do Nieba, muszą spełnić czyjąś prośbę. Nie taką zwykłą, lecz najszczersze pragnienie ludzkiego serca. Często nieświadome, ale najpiękniejsze i najistotniejsze życzenie w całym naszym życiu. Dlatego tak ważne jest, żebyśmy byli dobrzy dla siebie nawzajem, ponieważ wtedy przyjdzie anioł i spełni nasze marzenie. Czy chciałabyś, aby przyszedł do ciebie anioł?
— Bardzo! —oświadczyła ochoczo.
— To musisz być dobra i dzielna. Wtedy anioł na pewno zjawi się i cię wyleczy  — rzekła kobieta, spoglądając na córkę w półmroku i gładząc ją po piegowatym policzku. —A teraz śpij, jutro czeka nas ciężki dzień.
Dziewczynka zamknęła oczy i leżała na łóżku, lecz nie mogła zasnąć. Bezustannie myślała o aniele. Skoro cały czas podróżuje po świecie i nie może wrócić do domu, to czy nie czuje się samotny?, myślała. Ja również nie mogę wrócić do domu i czuję się samotna, a przecież on chodzi już po ziemi tyle lat!
Kiedy ciemnowłosa kobieta opuściła pokój, by rozmówić się na korytarzu z lekarzem, dziewczynka wygrzebała się spod białej pościeli i na bosaka szybciutko podeszła do uchylonego okna. Przez szparę wpadało orzeźwiające powietrze przesycone zapachem kwiatów i tą dziwną wonią słońca prażącego płyty chodnikowe. Widziała w oddali światła pochodzące od domostw, w których szczęśliwe rodziny spędzały razem wieczór. Słyszała pokrzykiwania ludzi i niekiedy klaksony samochodów przejeżdżających ulicą poniżej.
Zastanawiała się, jak wyglądałoby jej życie, gdyby nie choroba. Czy ona również jadłaby ze swoimi rodzicami obiady przy stole, śmiejąc się i opowiadając o wydarzeniach w szkole? Możliwe, zamiast tego musiała wciskać w siebie tę niedobrą papkę, którą serwowali jej codziennie od czterech lat. Mówili, że musi jeść, ponieważ nie będzie miała siły na walkę z chorobą, więc posłusznie jadła. A choroba jak się nie poddawała, tak i nie poddała się nadal, a jedynie jeszcze bardziej wyniszczyła już wcześniej sponiewierany organizm.
— Aniele, chciałabym cię kiedyś poznać. Więc proszę, przyjdź do mnie szybko… — szepnęła, wpatrując się w gasnące w oddali promienie słońca. Jej duże, błękitne oczy rozjaśniły się, a na ustach pojawił się delikatny uśmiech. Nie był to jednak uśmiech radości.
Wróciła do łóżka i szczelnie owinęła się kołdrą. Nim skończy mi się czas…, dodała w myślach, zamykając oczy i zasypiając.

***
Daleko od szpitala, pomiędzy ludźmi najróżniejszego kalibru — od miłych starszych pań, przez zapracowane matki i stanowczych ojców, aż po wesołe urwisy biegające pomiędzy nogami — spacerował niewysoki, z wyglądu niepozorny chłopak. Jedyną rzeczą wartą uwagi w jego osobie były kosmyki jasnych włosów, które wyglądały jakby zawsze rozwiewał je wiatr oraz dziwnie lekki chód bardziej przypominający płynięcie niż chodzenie.
Jedynie on wiedział, że taki efekt wcale nie jest podobny do płynięcia, lecz do latania. Do szybowania pomiędzy chmurami, do kąpania się w pierwszym brzasku słońca — czynności i wspomnień niedostępnych dla ludzi.
Pan wysłał go oraz wszystkie inne anioły  na Ziemię już lata temu, aby spełnili coś, co zostało nazwane Esencją Serca. Większość z jego braci już dawno wykonała swoje zadanie i tym samym powrócili do domu, jednak on pozostał na Ziemi. Miał sprzeczne odczucia co do ludzi. Z jednej strony lubił ich obserwować, fascynowali go i w jakiś sposób pokazywali to, czego nigdy wcześniej nie doświadczył, jednak z drugiej był już świadkiem tylu zbrodni, przestępstw i wynaturzeń, że ludzki gatunek wzbudzał w nim obrzydzenie.
Aby spełnić swą misję szukał istoty czystej, nieskalanej przez zazdrość i nienawiść, wypełnionej dobrem i odwagą. Jednak, im dłużej szukał, tym bardziej zawodził się, ponieważ każdy w końcu ukazywał swoją mroczną naturę.
I kiedy tak spacerował wieczorową porą, mijając śpieszących się ludzi, nieprzytomnych z upojenia alkoholowego pijaków śpiących na ławkach, nagle dosłyszał coś niespotykanego. Jakiś szept, który pojawił się niewiadomo skąd i niósł się echem po okolicy. Wypełnił jego umysł, dał mu nową iskierkę światła i nadziei.
Aniele, chciałabym cię kiedyś poznać. Więc, proszę, przyjdź do mnie szybko…
Głos dziewczynki zabrzmiał w jego uszach niczym dzwon, wrył się w pamięć i nie pozwalał o sobie zapomnieć. Ruszył w kierunku, skąd, jak domniemał, pochodziły słowa. Początkowo szedł powoli, jednak wraz z kolejnymi krokami przyśpieszał, aż po chwili biegł co tchu, ile sił w nogach. Znalazł się pod gmachem miejskiego szpitala. Budynku, których setki tysięcy podobnych odwiedził na przestrzeni wieków. Widział i szpitale nowoczesne, wykorzystujące innowacyjną aparaturę, ale także i te prowizoryczne, utworzone wtedy, gdy zaistniała taka potrzeba: po katastrofach naturalnych, wojnach, zamachach. Pomagał, leczył, wspierał i dawał nadzieję, a kiedy nie było już innej możliwości — wskazywał drogę do Pana, jednak pomiędzy tymi wszystkimi ludźmi nie potrafił znaleźć osoby, której prośbę potrafiłby spełnić.
Niepewnie ruszył do wejścia i dalej schodami na trzecie piętro. Spojrzał na tabliczkę nad szklanymi drzwiami: Oddział Onkologii Dziecięcej.
Nigdy nie rozważał wypełnienia swej misji przy pomocy dziecka. Te niewielkie istotki miały zbyt chaotyczną Esencję — ich pragnienia zmieniały się co rusz, więc nie mógł spełnić tego najważniejszego. Jednak niektórzy z jego braci wybierali właśnie dzieci, inni dorosłych, a jeszcze inni osoby na skraju życia, pomagając im pogodzić się ze śmiercią i przejść do dalszej drogi. Ci aniołowie mieli zdecydowanie najcięższe zadanie, jednak byli równie potrzebni, co ci dający nadzieję na nowe życie.
Tutaj głos dziewczynki był jeszcze wyraźniejszy, choć mieszał się z pragnieniami setek innych osób. Jednak on nie miał problemów z odszukaniem jej Esencji — stanowiła bowiem świetlistą nitkę, która prowadziła go aż do odpowiedniego pokoju.
Powoli, niepewnie wszedł do niewielkiej sali szpitalnej, gdzie na łóżku leżała mała dziewczynka owinięta białą pościelą. Krótkie, ciemne włoski kontrastowały z wymizerniałą, bladą skórą. Oddychała ciężko, chrapliwie, jednak na jej twarzy nie dostrzegł strachu, jedynie spokój.
Zastanawiał się, o czym śni. Czy jej sny są przyjemne, czy widzi w nich jednorożce, wróżki i inne magiczne stworzenia? Czy może widzi anioła, którego pragnęła spotkać?
Przysiadł na parapecie, opierając się plecami o szybę. Postanowił poczekać i zapytać, o czym marzy. Może wreszcie znalazł osobę, której życzenie mógłby spełnić?

***
                Spoglądała na dziwnego chłopca z niekrytym zainteresowaniem. Spał na parapecie w jej pokoju, jedną nogę miał podkurczoną pod brodą, a drugą swobodnie zwiesił. Zastanawiała się, czy taka pozycja do spania jest wygodna, jednak nie mogła go o to teraz zapytać, więc pozostawało jej jedynie przyglądać się przybyszowi.
Był starszy od niej, ale nie aż tak stary, by pracować jako lekarz. W dodatku nigdy wcześniej go nie widziała albo może i widziała, ale zapomniała o tym? Nie zdziwiłaby się, gdyby rzeczywiście tak miał się stan rzeczy. Blond kosmyki, trochę za długie jak na chłopca, opadały na dłoń i kolano, na których opierał podbródek. Nie mogła powiedzieć nic o nieznajomym, oprócz tego, że wyglądał normalnie. Miał na sobie proste, ciemnoniebieskie spodnie i szarą bluzę, bardzo podobną do tej, w której często widywała tatę. Zwyczajny chłopiec, zupełnie jak reszta społeczeństwa żyjącego gdzieś na świecie. A może właśnie ta zwyczajność stanowiła o jego niezwykłości?
Również nie była pewna, czy w ogóle może przebywać w jej pokoju, ale jak dotychczas dwie pielęgniarki nawet nie zwróciły na niego uwagi. Gdy zapytała, czy widzą śpiącego chłopca, odparły, że chyba za dużo filmów się naoglądała albo książek naczytała. Nie próbowała ich wyprowadzać z błędu, natomiast postanowiła cierpliwie poczekać, aż przybysz sam opowie, co go sprowadza go do jej pokoiku.

***
Anioły nie śnią. Wiedział to doskonale, jednak zawsze zastanawiał się, jakie to uczucie — móc śnić. Stanowiło to jedną z nielicznych cech, jakich zazdrościł ludziom. Mrugnął kilkakrotnie, przeciągając się na parapecie. Zesztywniałe ciało jęknęło i chrupnęło, gdy kości wracały na swoje miejsce. Podniósł głowę i rozejrzał się, natrafiając na ciekawskie spojrzenie błękitnych oczu dziewczynki.
— Wygodnie ci się spało? — zapytała dziecięcym głosem, wprawiając go w osłupienie. Nie spodziewał się, że jako pierwsza zada jakieś pytanie, a nawet jeśli je zada, to nie oczekiwał, że będzie się ono odnosiło do jego wygody.
Chrząknął i poprawił się na swoim prowizorycznym siedzisku.
— Bywało gorzej — odparł zgodnie z prawdą. Dziewczynka pokiwała głową w zrozumieniu i nadal wpatrywała się w jego osobę z niemałym zainteresowaniem.
— Ja nie lubię spać na tym łóżku — mruknęła, klepiąc materac koło swojej nogi. — Kiedyś miałam bardzo fajny pokój — różowy, z motylkami wymalowanymi na ścianach — jednak nie widziałam go już od dawna.
— Chciałabyś tam wrócić? — zapytał, jednocześnie nasłuchując jej serca, jednak ono milczało. Zupełnie jak dziewczynka.
Spojrzał na nią, a na jej ustach momentalnie pojawił się uśmiech, który nie sięgał jednak jej oczu.
— Nie mogę — odparła, nie przestając się uśmiechać. — Jestem zbyt chora.
— Umierasz — oświadczył, po czym zreflektował się, że przecież to dziecko. Nie powinien jej tego mówić, a może powinien? Może znalazł się tutaj, aby pomóc jej zaakceptować ten fakt i poprowadzić ją do Łaski Pana?
Przyjrzał się jej ciału, duszy i sercu, a każde kolejne wejrzenie napawało go coraz większym zdumieniem. Zostało jej najwyżej kilka miesięcy życia — ciało powoli rozpadało się, zaprzestawało walki — natomiast dusza dziewczynki stanowiła wypełniony białym światłem pąk. Nieskalany przez ból i zwątpienie, pełny nadziei i akceptacji. Gotowy do znalezienia się w miłości Pana.
Niemniej jeszcze większym zadziwieniem okazało się serce dziecka. Spodziewał się, że dojrzy w nim pragnienie wyzdrowienia, jednak jej serduszko pozostawało czyste — zupełnie jakby marzenia nigdy nie zaistniały lub ciągle się spełniały.
— Wierzysz w anioły? — Zmieniła nagle temat, wyskakując z łóżka i, w piżamce w biedronki, podeszła do niego. Wdrapała się na parapet i usiadła obok.
— A ty? — odpowiedział pytaniem na pytanie.
— Mama opowiadała mi o nich. Jeśli będę dobra i dzielna, anioł przyjdzie i uleczy mnie, jednak ja w to nie wierzę — mruknęła, spoglądając przez okno na ulicę.
Zastanawiał się chwilę nad odpowiedzią, jednak ostatecznie uznał, że poczeka, aż dziewczynka sama rozwinie tę myśl.
— Widzisz, według niej trzeba być dobrym, ponieważ anioł przychodzi tylko do dobrych, a ja uważam inaczej — kontynuowała, ponownie skupiając swoją uwagę na chłopcu. — Trzeba być dobrym zawsze, bez względu na to czy się wierzy, czy nie w anioły. I… o, popatrz! — zawołała nagle, łapiąc go za rękę i przylepiając nosek do zimnej szyby. — Cyrk przyjechał! Chciałabym się tam kiedyś wybrać.
Wyjrzał przez szybę. I rzeczywiście — ulicą jechał wóz, reklamując nowo przybyłą atrakcję, na którego boku wymalowano nazwę Cirque de Papillons.
Cyrk Motyli, przemknęło mu przez myśl, ponieważ nie był, w przeciwieństwie do ludzi, dotknięty przez klątwę wieży Babel. Dziewczynka utkwiła spojrzenie błękitnych oczu w jego twarzy i ściszyła głos.
— Jak będę starsza, wymknę się w nocy i pójdę obejrzeć spektakl!
Uśmiechnął się do dziecka i dłonią potargał jej krótkie włosy. Przecież mógł ją tam zabrać. Ostatecznie nie stanowiło to jej Esencji Serca, więc nie zmarnowałby swojej misji na dziecięce mrzonki o olbrzymim namiocie, klaunach i tresowanych pudlach. A jeśli jej tam nie zabierze, prawdopodobnie nigdy nie będzie miała kolejnej okazji obejrzeć spektakl.
Również zniżył głos i pochylił się nad dziewczynką.
— Jeśli chcesz, mogę cię tam zabrać.
— Ale dzisiaj? — zapytała, podejrzliwie mrużąc oczy.
Roześmiał się gromko na ten akt niedowierzania i pokiwał głową. Ludzie — niezależnie od wieku — zawsze wątpili we własne możliwości, jak również w możliwości innych.
— Tak, choćby zaraz!

***
Momentalnie pisnęła z radości i zeskoczyła z parapetu. Podbiegła do szafeczki, w której mama umieściła jej ubrania na dzisiaj. Biedna mama. Musiała wrócić do pracy i przez to ominie ją taka zabawa! Nagle naszła ją myśl, jak wyjdzie ze szpitala. Przecież całego korytarza pilnują pielęgniarki, które nie wypuszczą jej z oddziału! Obejrzała się przez ramię na blondwłosego chłopca. Siedział odwrócony do niej bokiem, nucąc jakąś wolną, kołyszącą melodię i kiwając w takt nogą.
W tym przybyszu było coś niesamowitego, jakieś wewnętrze ciepło, które poczuła, gdy tylko usiadła przy nim. W jego obecności nawet ten zimny pokój stawał się znośny, ba! stawał się naprawdę pięknym miejscem. Postanowiła sprawę pielęgniarek pozostawić chłopcu, a sama pobiegła do łazienki się ubrać.
Kiedy wyszła, zastała ją niespodzianka. Lekarz, który prowadził jej leczenie, stał w pokoju i ścielał łóżko, o czym na śmierć zapomniała. Zarumieniła się ze wstydu i podeszła do mężczyzny, odbierając mu rąbek kołdry.
— Dzień dobry, panie doktorze — zawołała radośnie, spoglądając na oblicze lekarza i dokańczając pracę.
Nie był to już człowiek pierwszej młodości, a efekt wielu ciężkich lat pracy na oddziale onkologii dał mu się we znaki, przyprószając siwizną skronie i pogłębiając bruzdy na policzkach.
Poprawił okrągłe okulary w drucianej oprawce i posłał małej pacjentce szeroki uśmiech.
— Widzę, że dzisiaj czujesz się o wiele lepiej — stwierdził, głaskając dziewczynkę po głowie. Od dawna znał diagnozę dziecka i wiedział, że jej nierówna walka niedługo się skończy, jednak zawsze starał się nie okazać tego i zachęcać dziewczynkę do uśmiechania się i śmiania.
— Czuję się bosko! — potwierdziła i wskazała ręką na parapet. — Wszystko dzięki temu chłopcu, który siedzi koło okna. — Zniżyła głos i podeszła bliżej lekarza, chwytając rękaw jego białego kitla. Mężczyzna kucnął i uśmiechem zachęcił pacjentkę do mówienia. — Czy pan doktor widzi tego chłopca? Bo panie pielęgniarki nie mogły go zobaczyć.
Mężczyzna przeniósł wzrok na parapet i rozejrzał się po pokoju, po czym ponownie skierował spojrzenie na dziewczynkę. Na jej twarzy dostrzegł oczekiwanie i niepokój.
— Oczywiście, że widzę. To bardzo miły chłopiec — zapewnił, a jej twarz rozpromieniła się. — Mama będzie wieczorem? — spytał, a dziewczynka potaknęła. — W takim razie zostawię was samych. Bawcie się grzecznie i nie rozrabiajcie! — Dla żartu pogroził palcem i wyszedł, pozostawiając dziewczynkę i chłopca samych.
— Dlaczego jedni ludzie cię widzą, a inni nie? — zapytała, zwracając uwagę anioła.
— Jak na razie tylko ty mnie widzisz — odparł i zeskoczył z parapetu. Podszedł do dziewczynki, a ona onieśmielona przyglądała się jego chodowi.
— Latasz — stwierdziła.
— To jeszcze nic. Kiedyś ci pokażę, jak się naprawdę lata.
Podał jej dłoń, którą chwyciła i zacisnęła na niej palce. Anioł poczuł niesamowite ciepło i siłę płynącą z tego jednego gestu. Zdecydowanie ta dziewczynka jest interesująca, stwierdził w myślach, a na głos tylko zapytał:
— Idziemy?
Kiwnęła głową i razem ramię w ramie wyszli na korytarz i dalej poza oddział, aż w końcu znaleźli się na ulicy — niezatrzymani przez żadną pielęgniarkę czy lekarza. Skierowali swe kroki w stronę obrzeży miasteczka, gdzie rozbił się cyrk.

***
Nie mógł stwierdzić czy przedstawienie jest interesujące. Zwykły pokaz cyrkowy z tresowanymi zwierzętami, klaunami, akrobatami i innymi cudacznymi elementami, ot co i nic więcej. Jednak w jakiś dziwny sposób czuł, że nigdy wcześniej nie doświadczył czegoś tak intrygującego. Domyślał się, że to wszystko zasługa siedzącej obok dziewczynki.
Wpatrywała się rozszerzonymi z ekscytacji oczami w pojawiających się i znikających artystów, a niesamowitym wyczynom na linach, trapezach i szarfach towarzyszyły jej ciche okrzyki.
Zajrzał w jej serce, spodziewając się ujrzeć w końcu coś, jakąś podpowiedź, cokolwiek, jednak Esencja dziecka nadal pozostawała spokojna i niezmącona niczym woda źródlana. Czysta, nieskazitelna perfekcja.
— Widziałeś? — Nagle przerwała mu rozmyślania. Skupił się na dziewczynce i z jej miny próbował odgadnąć, o co może chodzić. Skierowała dłoń na scenę, gdzie dwóch akrobatów — kobieta i mężczyzna — prowadziło swój taniec w przestworzach.
— Musiałem przegapić — odparł krótko. Wolał o wiele bardziej przyglądać się temu dziwnemu zjawisku odbywającemu się w sercu dziewczynki niż spektaklowi, jednak nie mógł przyznać się do tego na głos.
Dalszą część spektaklu próbował odgadnąć, dlaczego Esencja dziewczynki jest tak kryształowo czyta. Zastanawiał się, czy przypadkiem nie spędził za dużo czasu wśród ludzi i przez to utracił swą zdolność do słuchania pragnień, jednak jedno wejrzenie utwierdziło go w błędności tego założenia.
Chciałbym mieć tamten samochód ze sklepu! Chciałabym nie mieć problemów finansowych. Chciałabym zostać lekarzem, a nie wygłupiać się i ryzykować życiem dla uciechy dzieciaków. Chciałbym… Chciałbym… Chciałbym…
Wszystkie te życzenia wydawały się Aniołowi ważne, ale nie najważniejsze. Nie skupiały się na tym, czego szukał w ludziach. Na tym, dla czego pozostał na ziemi przez dziesiątki, setki, tysiące lat.
A jednak serce jego młodej towarzyszki milczało. Jedyne, którego pragnienie chciałby poznać, pozostawało poza jego zasięgiem.

***
Gdy przedstawienie zbliżało się ku końcowi, ogarnęło ją dziwne uczucie. Uczucie smutku i tęsknoty. Za czym? Przecież pierwszy raz od tylu lat robiła to, na co miała ochotę, a jednak… A jednak czuła się smutna, jakby miała zaraz utracić coś o wiele cenniejszego niż możliwość obejrzenia przedstawienia cyrkowego.
Dlatego nie potrafiła się cieszyć tak jak wcześniej, kiedy razem z chłopcem po zakończonym spektaklu spacerowała alejkami.
Jej towarzysz od razu zauważył zmianę nastroju dziewczynki.
— Dlaczego się smucisz? — spytał cicho. Dłoń dziewczynki w jego dłoni dawała mu poczucie ciepła zupełnie takie same, jeśli nie lepsze, jak podczas przebywania w pobliżu słońca.
—Nie wiem — odparła szczerze. —Myślisz, że aniołowie są samotni?
To dziwne i nagłe pytanie zaskoczyło Anioła. Przystanął na chodniku, spoglądając w skupieniu na swą towarzyszkę.
— Myślę, że czasem tak. Aniołowie są zupełnie inni niż ludzie, nie znają emocji, jednak samotność to bardzo specyficzne uczucie. To tak, jakbyś znalazła się na obcej planecie, wśród obcych, nieznanych ci i niezrozumiałych istot, z których każda jest zupełnie inna, a jednocześnie ta sama, natomiast ty jesteś odmienny niż cała reszta. Może gdyby aniołów zostało jeszcze więcej na ziemi, nie czuliby się tacy samotni, niestety każdy tęskni za domem, za światłem, za czystą i nieskalaną Łaską…
— Czy Aniołowie wiedzą, co to jest przyjaźń? — przerwała mu dziewczynka, zadając kolejne pytanie, nad którym nigdy się nie zastanawiał. A właściwie…
— Czym w ogóle jest przyjaźń? — Dokończył myśl na głos, wywołując u dziewczynki nagłą wesołość.
— Jak możesz nie wiedzieć, czym jest przyjaźń! — zawołała, jednak przyglądając się skonsternowanej minie chłopca, naprędce i najdokładniej jak potrafiła, zaczęła wyjaśniać wielką tajemnicę przyjaźni. — Widzisz… Przyjaciele to takie osoby, które, nawet jeśli dzielą je tysiące kilometrów, nigdy nie zapomną o sobie. Zawsze, ale to zawsze, będą miały siebie we wspomnieniach i w sercu. Przyjaźń jest mostem łączącym dwa ciała w jedną duszę.
Anioł zastanowił się chwilę nad słowami dziewczynki i doszedł do przykrej konkluzji:
— W takim wypadku wydaje mi się, że anioły nie mają przyjaciół.
— A ty?
— A ja? Ja również nie mam przyjaciół…
Dziewczynka zatrzymała się i spojrzała na niego groźnie. Anioł zastanawiał się, co też w tej chwili przebiega jej przez myśli. Nagle usta dziewczynki rozciągnęły się w szerokim uśmiechu.
— No to ja zostanę twoją pierwszą przyjaciółką! — oświadczyła radośnie i chwyciła go za ręce.
Pociągnęła go i okręciła się z nim, śmiejąc się w głos, a nad nimi świeciły gwiazdy i jaśniał księżyc. Anioł pochwycił szatynkę i usadził ją sobie na ramionach. Zaczął z nią biec i podrzucać ją, a ich zabawom towarzyszyły szczere, prawdziwe śmiechy niosące się w noc.
Spoglądając w roześmiane oblicze swej towarzyszki, anioł poczuł, że to zdecydowanie był najciekawszy i najwspanialszy dzień jego podróży. Wiedział już. Całym sobą czuł, że to właśnie tej dziewczynce spełni Esencję Serca. Teraz wystarczyło jedynie wsłuchać się w jej ciche serduszko.
***
Ponownie leżąc w łóżku, zastanawiała się, co będzie dalej. Ten dzień stał się dla niej czymś niesamowitym, zupełnie jak z bajki. Poznała anioła. Prawdziwego anioła! I właśnie ten anioł przykrywał ją kołdrą, życząc jej dobrej nocy.
— Czy możesz ze mną zostać jeszcze chwilkę? — zapytała, chwytając go za ramię.
Chłopiec odwrócił się i pogłaskał swą towarzyszkę po główce.
— Nigdzie się nie wybieram — odparł, a dziewczynka puściła jego ramię. Nie bała się już, że anioł odejdzie, gdy ona zaśnie. Że zniknie jak ulotny sen. Wierzyła mu. Ufała. — Wiesz, że przyszedłem tutaj, by spełnić twoje życzenie? By uleczyć cię.
Kiwnęła główką, wpatrując się w niego świdrującym wzrokiem.
— A jeśli mnie wyleczysz, co stanie się z tobą? — spytała drżącym głosem.
— Wrócę do nieba, tam gdzie moje miejsce — powiedział ciepło, choć sam już nie wiedział, czy tego właśnie pragnie. A czy on miał prawo czegokolwiek pragnąć? Był istotą stworzoną, by pomagać, nie mógł spełniać swoich własnych marzeń kosztem innej istoty. — A kiedyś, za parędziesiąt lat, spotkamy się ponownie, przyjaciółko.
Dziewczynka, słysząc to, westchnęła głęboko i zacisnęła rączki na pościeli.
— Dobrze, jestem gotowa — oświadczyła hardo, a jednocześnie anioł wyczuwał w jej głosie jakiś dziwny ból.
— Zaśpiewam ci kołysankę, a kiedy się obudzisz — będziesz zdrowa — rzekł, siadając obok i skupiając swe spojrzenie na niewielkiej postaci leżącej na łóżku.
Zaczął nucić tę samą pieśń, co wcześniej. Kołysankę znaną wszystkim aniołom i jednocześnie zbyt piękną, by ludzie chcieli jej słuchać. Muzyka płynąca z ust anioła otulała dziewczynkę, kołysała ją, ogrzewała, pokazywała niedostępny dla ludzi świat aniołów. I właśnie w takim świecie chciałaby się znaleźć. Wierzyła, że tak się stanie.
***
Kiedy dziewczynka zasnęła, anioł śpiewał swą pieśń jeszcze przez dłuższą chwilę. Pozwolił wybrzmieć ostatnim dźwiękom. To było jego swoiste pożegnanie z małą towarzyszką, która w przeciągu jednego dnia pokazała mu więcej niż cała ludzkość w przeciągu setek tysięcy lat. Był jej za to wdzięczny i teraz zamierzał oddać jej część siebie.
Wsłuchał się w równomierny oddech, w ciche bicie serca, aż w końcu mógł je usłyszeć.
Melodię płynącą z samej głębi. Esencję Serca.
Nigdy nie słyszał czegoś piękniejszego! Czystszego. Doskonalszego. Jej wewnętrzne marzenie było tym, czego szukał — prawdziwą miłością.
Nie zwlekając dłużej, skupił się na jej życzeniu. Wystarczyło zapragnąć, żeby się spełniło. A czegóż mógłby pragnąć więcej, niż tego, żeby dziewczynka wyzdrowiała?
Pokój zalało jasne światło, a on poczuł się wolny. Nieważki. Zupełnie jakby ponownie latał. Zamknął oczy i czekał, aż powróci do nieba, do swego domu, lecz nadal pozostawał na Ziemi. Zdziwiony otworzył oczy i spojrzał na śpiącą dziewczynkę, nic nie rozumiejąc. Spróbował ponownie przyjrzeć się jej sercu, jednak powstała jakaś dziwna bariera między nimi.
Jej oddech nagle spowolnił, a klatka piersiowa unosiła się coraz słabiej. Coś go zakłuło w piersi. Bo oto stał tu i w końcu wypełniał Wolę Bożą co do swojego stworzenia, a wszystko czego pragnął, to żeby żyła. Czy nie mógł mieć nawet tego? Nawet tego jednego, jedynego marzenia? Czy zawsze musi być sam na świecie? Przecież nie może pozwolić jej umrzeć! Ale co mógłby zrobić? Nie był przecież Bogiem, żeby zmieniać Jego wyroki, jednak nie chciał po prostu się poddać.
Opadł na kolana, zamknął oczy i opuścił głowę. Modlił się – błagał swego Stwórcę, żeby wysłuchał jego jedynej prośby.
Nagle drzwi do pokoju dziewczynki skrzypnęły i do środka wszedł lekarz, który rano prowadził obchód. Mężczyzna podszedł do łóżka szatynki i położył na jej czole dłoń, a po chwili na jego ustach pojawił się tajemniczy uśmiech. Jednak bardziej zdumiewająca dla anioła rzecz wydarzyła się zaraz po tym. Lekarz odwrócił się od łóżka dziecka i spojrzał wprost na niego.
— Zastanawiasz się, co się stało? — zwrócił się do chłopca.
— Nie rozumiem. Jak możesz mnie widzieć? Dlaczego nie udało mi się spełnić jej marzenia? — Anioł załamał się. Wszystko, czego pragnął, to żeby jego towarzyszka miała więcej czasu.
— Ależ udało ci się, mój bracie — odparł starszy mężczyzna i posłał w stronę chłopca szeroki uśmiech. Dopiero teraz dostrzegł w lekarzu tę samą energię, którą emanowały anioły. — Tylko że spełniłeś to prawdziwe życzenie swej przyjaciółki.
Anioł dalej nie rozumiał, co też jego brat miał na myśli.
— Dziewczynka zażyczyła sobie, żebyś mógł dalej przy niej być — oświadczył ciepło, a chłopca przeszedł dreszcz. Oto zmarnował jej jedyną szansę na powrót do zdrowia!
— Nie zmarnowałeś, drogi chłopcze. — Starszy anioł zaśmiał się tubalnie. — Stałeś się człowiekiem – zupełnie takim samym, jak twoja przyjaciółka. A jako człowiek możesz życzyć sobie czegoś z całego serca!
Teraz blondwłosy anioł zrozumiał już wszystko. Nadal miał szansę, aby uratować swą nową przyjaciółkę. Jego marzeniem, jego Esencją Serca było, żeby mała, brązowowłosa dziewczynka mogła z nim spędzić dziesiątki lat, uśmiechając się do świata i darząc wszystkich ludzi swą olbrzymią miłością.
— Dziękuję — odezwał się w stronę brata, zamykając oczy i poddając się białemu światłu wypełniającemu pokój.
— To ja dziękuję — odparł starszy anioł, skinął głową i już po chwili zniknął z pokoju.

Pozostawił dwie czyste, człowiecze dusze, by wspólnie opiekowały się sobą i trwały w swej wiecznej przyjaźni. Dziewczynkę, która uwierzyła w anioły oraz byłego anioła, który uwierzył w ludzi.

1 komentarz:

  1. Myślałam, że już mnie bardziej na koniec nie rozdrobnisz – a tu ostatnie zdanie i jestem pokonana. Podsumowałaś to chyba w najlepszy sposób, w jaki się dało.

    Zawarłaś w tym opowiadaniu chyba wszystko, co w życiu najpiękniejsze. Serio. Całą esencję życia. Pokazałaś, jak świetnie jest po prostu chcieć. Tak czyściutko, bez oczekiwań, bez napinania się, że się nie uda albo uda za bardzo. Ej, ja się chyba konkretnie wzruszyłam, a to mi się rzadko zdarza :D

    Podoba mi się ten kontrast między byciem aniołem a człowieczeństwem – pierwsi niby nie znają okrucieństwa, ale tak naprawdę są narzędziami mającymi do wypełnienia misję i koniec. Ten Anioł przynajmniej nie traktował tego zadania jak czegoś, co można zrobić na odwal, żeby potem sobie do nieba pofrunąć. A ludzie… A ludzie jednak mają w sobie coś, czego im zawsze będą te anioły zazdrościć.

    No nie, choćbym chciała się czepić, to nie mam czego. Choćbym chciała napisać coś bardziej konstruktywnego, to się serio nie da, bo się rozkleiłam lekko. Dawno nie czytałamjuż czegoś, co by miało prostą formę i tak wyraźny, precyzyjny przekaz. Brawo, Amnesia! :))


    Pozdrawiam,
    Hagiri z Rozmów Międzymiastowych

    OdpowiedzUsuń