— Mamusiu, opowiedz mi bajkę! — zawołała radośnie dziewczynka,
ukazując swój szczerbaty uśmiech. Przytuliła się do boku ciemnowłosej kobiety i,
choć łóżko nadal wydawało jej się twarde, a pokój zimny i przerażający, poczuła
się bezpieczna.
— Dawno, dawno temu dobry Bóg zesłał na ziemię wszystkie swe
anioły. Powiedział im, że aby powrócić do Nieba, muszą spełnić czyjąś prośbę.
Nie taką zwykłą, lecz najszczersze pragnienie ludzkiego serca. Często nieświadome,
ale najpiękniejsze i najistotniejsze życzenie w całym naszym życiu. Dlatego tak
ważne jest, żebyśmy byli dobrzy dla siebie nawzajem, ponieważ wtedy przyjdzie anioł
i spełni nasze marzenie. Czy chciałabyś, aby przyszedł do ciebie anioł?
— Bardzo! —oświadczyła ochoczo.
— To musisz być dobra i dzielna. Wtedy anioł na pewno zjawi się i
cię wyleczy — rzekła kobieta,
spoglądając na córkę w półmroku i gładząc ją po piegowatym policzku. —A teraz
śpij, jutro czeka nas ciężki dzień.
Dziewczynka zamknęła oczy i leżała na łóżku, lecz nie mogła
zasnąć. Bezustannie myślała o aniele. Skoro
cały czas podróżuje po świecie i nie może wrócić do domu, to czy nie czuje się
samotny?, myślała. Ja również nie
mogę wrócić do domu i czuję się samotna, a przecież on chodzi już po ziemi tyle
lat!
Kiedy ciemnowłosa kobieta opuściła pokój, by rozmówić się na
korytarzu z lekarzem, dziewczynka wygrzebała się spod białej pościeli i na
bosaka szybciutko podeszła do uchylonego okna. Przez szparę wpadało
orzeźwiające powietrze przesycone zapachem kwiatów i tą dziwną wonią słońca
prażącego płyty chodnikowe. Widziała w oddali światła pochodzące od domostw, w
których szczęśliwe rodziny spędzały razem wieczór. Słyszała pokrzykiwania ludzi
i niekiedy klaksony samochodów przejeżdżających ulicą poniżej.
Zastanawiała się, jak wyglądałoby jej życie, gdyby nie choroba.
Czy ona również jadłaby ze swoimi rodzicami obiady przy stole, śmiejąc się i
opowiadając o wydarzeniach w szkole? Możliwe, zamiast tego musiała wciskać w
siebie tę niedobrą papkę, którą serwowali jej codziennie od czterech lat.
Mówili, że musi jeść, ponieważ nie będzie miała siły na walkę z chorobą, więc
posłusznie jadła. A choroba jak się nie poddawała, tak i nie poddała się nadal,
a jedynie jeszcze bardziej wyniszczyła już wcześniej sponiewierany organizm.
— Aniele, chciałabym cię kiedyś poznać. Więc proszę, przyjdź do
mnie szybko… — szepnęła, wpatrując się w gasnące w oddali promienie słońca. Jej
duże, błękitne oczy rozjaśniły się, a na ustach pojawił się delikatny uśmiech.
Nie był to jednak uśmiech radości.
Wróciła do łóżka i szczelnie owinęła się kołdrą. Nim skończy mi się czas…, dodała w
myślach, zamykając oczy i zasypiając.
***
Daleko od szpitala, pomiędzy ludźmi najróżniejszego kalibru — od
miłych starszych pań, przez zapracowane matki i stanowczych ojców, aż po wesołe
urwisy biegające pomiędzy nogami — spacerował niewysoki, z wyglądu niepozorny
chłopak. Jedyną rzeczą wartą uwagi w jego osobie były kosmyki jasnych włosów,
które wyglądały jakby zawsze rozwiewał je wiatr oraz dziwnie lekki chód
bardziej przypominający płynięcie niż chodzenie.
Jedynie on wiedział, że taki efekt wcale nie jest podobny do
płynięcia, lecz do latania. Do szybowania pomiędzy chmurami, do kąpania się w
pierwszym brzasku słońca — czynności i wspomnień niedostępnych dla ludzi.
Pan wysłał go oraz wszystkie inne anioły na Ziemię już lata temu, aby spełnili coś, co
zostało nazwane Esencją Serca. Większość z jego braci już dawno wykonała swoje
zadanie i tym samym powrócili do domu, jednak on pozostał na Ziemi. Miał
sprzeczne odczucia co do ludzi. Z jednej strony lubił ich obserwować,
fascynowali go i w jakiś sposób pokazywali to, czego nigdy wcześniej nie doświadczył,
jednak z drugiej był już świadkiem tylu zbrodni, przestępstw i wynaturzeń, że
ludzki gatunek wzbudzał w nim obrzydzenie.
Aby spełnić swą misję szukał istoty czystej, nieskalanej przez
zazdrość i nienawiść, wypełnionej dobrem i odwagą. Jednak, im dłużej szukał,
tym bardziej zawodził się, ponieważ każdy w końcu ukazywał swoją mroczną
naturę.
I kiedy tak spacerował wieczorową porą, mijając śpieszących się
ludzi, nieprzytomnych z upojenia alkoholowego pijaków śpiących na ławkach,
nagle dosłyszał coś niespotykanego. Jakiś szept, który pojawił się niewiadomo
skąd i niósł się echem po okolicy. Wypełnił jego umysł, dał mu nową iskierkę
światła i nadziei.
Aniele,
chciałabym cię kiedyś poznać. Więc, proszę, przyjdź do mnie szybko…
Głos dziewczynki zabrzmiał w jego uszach niczym dzwon, wrył się w
pamięć i nie pozwalał o sobie zapomnieć. Ruszył w kierunku, skąd, jak
domniemał, pochodziły słowa. Początkowo szedł powoli, jednak wraz z kolejnymi
krokami przyśpieszał, aż po chwili biegł co tchu, ile sił w nogach. Znalazł się
pod gmachem miejskiego szpitala. Budynku, których setki tysięcy podobnych
odwiedził na przestrzeni wieków. Widział i szpitale nowoczesne, wykorzystujące
innowacyjną aparaturę, ale także i te prowizoryczne, utworzone wtedy, gdy
zaistniała taka potrzeba: po katastrofach naturalnych, wojnach, zamachach.
Pomagał, leczył, wspierał i dawał nadzieję, a kiedy nie było już innej
możliwości — wskazywał drogę do Pana, jednak pomiędzy tymi wszystkimi ludźmi
nie potrafił znaleźć osoby, której prośbę potrafiłby spełnić.
Niepewnie ruszył do wejścia i dalej schodami na trzecie piętro.
Spojrzał na tabliczkę nad szklanymi drzwiami: Oddział Onkologii Dziecięcej.
Nigdy nie rozważał wypełnienia swej misji przy pomocy dziecka. Te
niewielkie istotki miały zbyt chaotyczną Esencję — ich pragnienia zmieniały się
co rusz, więc nie mógł spełnić tego najważniejszego. Jednak niektórzy z jego
braci wybierali właśnie dzieci, inni dorosłych, a jeszcze inni osoby na skraju
życia, pomagając im pogodzić się ze śmiercią i przejść do dalszej drogi. Ci
aniołowie mieli zdecydowanie najcięższe zadanie, jednak byli równie potrzebni,
co ci dający nadzieję na nowe życie.
Tutaj głos dziewczynki był jeszcze wyraźniejszy, choć mieszał się
z pragnieniami setek innych osób. Jednak on nie miał problemów z odszukaniem
jej Esencji — stanowiła bowiem świetlistą nitkę, która prowadziła go aż do odpowiedniego
pokoju.
Powoli, niepewnie wszedł do niewielkiej sali szpitalnej, gdzie na
łóżku leżała mała dziewczynka owinięta białą pościelą. Krótkie, ciemne włoski
kontrastowały z wymizerniałą, bladą skórą. Oddychała ciężko, chrapliwie, jednak
na jej twarzy nie dostrzegł strachu, jedynie spokój.
Zastanawiał się, o czym śni. Czy jej sny są przyjemne, czy widzi w
nich jednorożce, wróżki i inne magiczne stworzenia? Czy może widzi anioła,
którego pragnęła spotkać?
Przysiadł na parapecie, opierając się plecami o szybę. Postanowił
poczekać i zapytać, o czym marzy. Może wreszcie znalazł osobę, której życzenie
mógłby spełnić?
***
Spoglądała na dziwnego chłopca z
niekrytym zainteresowaniem. Spał na parapecie w jej pokoju, jedną nogę miał podkurczoną
pod brodą, a drugą swobodnie zwiesił. Zastanawiała się, czy taka pozycja do
spania jest wygodna, jednak nie mogła go o to teraz zapytać, więc pozostawało
jej jedynie przyglądać się przybyszowi.
Był starszy od niej, ale nie aż tak stary, by pracować jako
lekarz. W dodatku nigdy wcześniej go nie widziała albo może i widziała, ale
zapomniała o tym? Nie zdziwiłaby się, gdyby rzeczywiście tak miał się stan
rzeczy. Blond kosmyki, trochę za długie jak na chłopca, opadały na dłoń i
kolano, na których opierał podbródek. Nie mogła powiedzieć nic o nieznajomym,
oprócz tego, że wyglądał normalnie. Miał na sobie proste, ciemnoniebieskie
spodnie i szarą bluzę, bardzo podobną do tej, w której często widywała tatę. Zwyczajny
chłopiec, zupełnie jak reszta społeczeństwa żyjącego gdzieś na świecie. A może
właśnie ta zwyczajność stanowiła o jego niezwykłości?
Również nie była pewna, czy w ogóle może przebywać w jej pokoju,
ale jak dotychczas dwie pielęgniarki nawet nie zwróciły na niego uwagi. Gdy
zapytała, czy widzą śpiącego chłopca, odparły, że chyba za dużo filmów się
naoglądała albo książek naczytała. Nie próbowała ich wyprowadzać z błędu,
natomiast postanowiła cierpliwie poczekać, aż przybysz sam opowie, co go
sprowadza go do jej pokoiku.
***
Anioły nie śnią. Wiedział to doskonale, jednak zawsze zastanawiał
się, jakie to uczucie — móc śnić. Stanowiło to jedną z nielicznych cech, jakich
zazdrościł ludziom. Mrugnął kilkakrotnie, przeciągając się na parapecie.
Zesztywniałe ciało jęknęło i chrupnęło, gdy kości wracały na swoje miejsce. Podniósł
głowę i rozejrzał się, natrafiając na ciekawskie spojrzenie błękitnych oczu
dziewczynki.
— Wygodnie ci się spało? — zapytała dziecięcym głosem, wprawiając
go w osłupienie. Nie spodziewał się, że jako pierwsza zada jakieś pytanie, a
nawet jeśli je zada, to nie oczekiwał, że będzie się ono odnosiło do jego
wygody.
Chrząknął i poprawił się na swoim prowizorycznym siedzisku.
— Bywało gorzej — odparł zgodnie z prawdą. Dziewczynka pokiwała
głową w zrozumieniu i nadal wpatrywała się w jego osobę z niemałym
zainteresowaniem.
— Ja nie lubię spać na tym łóżku — mruknęła, klepiąc materac koło
swojej nogi. — Kiedyś miałam bardzo fajny pokój — różowy, z motylkami
wymalowanymi na ścianach — jednak nie widziałam go już od dawna.
— Chciałabyś tam wrócić? — zapytał, jednocześnie nasłuchując jej
serca, jednak ono milczało. Zupełnie jak dziewczynka.
Spojrzał na nią, a na jej ustach momentalnie pojawił się uśmiech,
który nie sięgał jednak jej oczu.
— Nie mogę — odparła, nie przestając się uśmiechać. — Jestem zbyt
chora.
— Umierasz — oświadczył, po czym zreflektował się, że przecież to
dziecko. Nie powinien jej tego mówić, a może powinien? Może znalazł się tutaj,
aby pomóc jej zaakceptować ten fakt i poprowadzić ją do Łaski Pana?
Przyjrzał się jej ciału, duszy i sercu, a każde kolejne wejrzenie
napawało go coraz większym zdumieniem. Zostało jej najwyżej kilka miesięcy
życia — ciało powoli rozpadało się, zaprzestawało walki — natomiast dusza
dziewczynki stanowiła wypełniony białym światłem pąk. Nieskalany przez ból i zwątpienie,
pełny nadziei i akceptacji. Gotowy do znalezienia się w miłości Pana.
Niemniej jeszcze większym zadziwieniem okazało się serce dziecka.
Spodziewał się, że dojrzy w nim pragnienie wyzdrowienia, jednak jej serduszko
pozostawało czyste — zupełnie jakby marzenia nigdy nie zaistniały lub ciągle
się spełniały.
— Wierzysz w anioły? — Zmieniła nagle temat, wyskakując z łóżka i,
w piżamce w biedronki, podeszła do niego. Wdrapała się na parapet i usiadła
obok.
— A ty? — odpowiedział pytaniem na pytanie.
— Mama opowiadała mi o nich. Jeśli będę dobra i dzielna, anioł
przyjdzie i uleczy mnie, jednak ja w to nie wierzę — mruknęła, spoglądając
przez okno na ulicę.
Zastanawiał się chwilę nad odpowiedzią, jednak ostatecznie uznał,
że poczeka, aż dziewczynka sama rozwinie tę myśl.
— Widzisz, według niej trzeba być dobrym, ponieważ anioł
przychodzi tylko do dobrych, a ja uważam inaczej — kontynuowała, ponownie
skupiając swoją uwagę na chłopcu. — Trzeba być dobrym zawsze, bez względu na to
czy się wierzy, czy nie w anioły. I… o, popatrz! — zawołała nagle, łapiąc go za
rękę i przylepiając nosek do zimnej szyby. — Cyrk przyjechał! Chciałabym się
tam kiedyś wybrać.
Wyjrzał przez szybę. I rzeczywiście — ulicą jechał wóz, reklamując
nowo przybyłą atrakcję, na którego boku wymalowano nazwę Cirque de Papillons.
Cyrk Motyli, przemknęło
mu przez myśl, ponieważ nie był, w przeciwieństwie do ludzi, dotknięty przez
klątwę wieży Babel. Dziewczynka utkwiła spojrzenie błękitnych oczu w jego
twarzy i ściszyła głos.
— Jak będę starsza, wymknę się w nocy i pójdę obejrzeć spektakl!
Uśmiechnął się do dziecka i dłonią potargał jej krótkie włosy. Przecież
mógł ją tam zabrać. Ostatecznie nie stanowiło to jej Esencji Serca, więc nie
zmarnowałby swojej misji na dziecięce mrzonki o olbrzymim namiocie, klaunach i
tresowanych pudlach. A jeśli jej tam nie zabierze, prawdopodobnie nigdy nie
będzie miała kolejnej okazji obejrzeć spektakl.
Również zniżył głos i pochylił się nad dziewczynką.
— Jeśli chcesz, mogę cię tam zabrać.
— Ale dzisiaj? — zapytała, podejrzliwie mrużąc oczy.
Roześmiał się gromko na ten akt niedowierzania i pokiwał głową.
Ludzie — niezależnie od wieku — zawsze wątpili we własne możliwości, jak
również w możliwości innych.
— Tak, choćby zaraz!
***
Momentalnie pisnęła z radości i zeskoczyła z parapetu. Podbiegła
do szafeczki, w której mama umieściła jej ubrania na dzisiaj. Biedna mama.
Musiała wrócić do pracy i przez to ominie ją taka zabawa! Nagle naszła ją myśl,
jak wyjdzie ze szpitala. Przecież całego korytarza pilnują pielęgniarki, które
nie wypuszczą jej z oddziału! Obejrzała się przez ramię na blondwłosego
chłopca. Siedział odwrócony do niej bokiem, nucąc jakąś wolną, kołyszącą melodię
i kiwając w takt nogą.
W tym przybyszu było coś niesamowitego, jakieś wewnętrze ciepło,
które poczuła, gdy tylko usiadła przy nim. W jego obecności nawet ten zimny
pokój stawał się znośny, ba! stawał się naprawdę pięknym miejscem. Postanowiła
sprawę pielęgniarek pozostawić chłopcu, a sama pobiegła do łazienki się ubrać.
Kiedy wyszła, zastała ją niespodzianka. Lekarz, który prowadził
jej leczenie, stał w pokoju i ścielał łóżko, o czym na śmierć zapomniała.
Zarumieniła się ze wstydu i podeszła do mężczyzny, odbierając mu rąbek kołdry.
— Dzień dobry, panie doktorze — zawołała radośnie, spoglądając na
oblicze lekarza i dokańczając pracę.
Nie był to już człowiek pierwszej młodości, a efekt wielu ciężkich
lat pracy na oddziale onkologii dał mu się we znaki, przyprószając siwizną
skronie i pogłębiając bruzdy na policzkach.
Poprawił okrągłe okulary w drucianej oprawce i posłał małej
pacjentce szeroki uśmiech.
— Widzę, że dzisiaj czujesz się o wiele lepiej — stwierdził,
głaskając dziewczynkę po głowie. Od dawna znał diagnozę dziecka i wiedział, że
jej nierówna walka niedługo się skończy, jednak zawsze starał się nie okazać
tego i zachęcać dziewczynkę do uśmiechania się i śmiania.
— Czuję się bosko! — potwierdziła i wskazała ręką na parapet. —
Wszystko dzięki temu chłopcu, który siedzi koło okna. — Zniżyła głos i podeszła
bliżej lekarza, chwytając rękaw jego białego kitla. Mężczyzna kucnął i
uśmiechem zachęcił pacjentkę do mówienia. — Czy pan doktor widzi tego chłopca?
Bo panie pielęgniarki nie mogły go zobaczyć.
Mężczyzna przeniósł wzrok na parapet i rozejrzał się po pokoju, po
czym ponownie skierował spojrzenie na dziewczynkę. Na jej twarzy dostrzegł
oczekiwanie i niepokój.
— Oczywiście, że widzę. To bardzo miły chłopiec — zapewnił, a jej
twarz rozpromieniła się. — Mama będzie wieczorem? — spytał, a dziewczynka
potaknęła. — W takim razie zostawię was samych. Bawcie się grzecznie i nie
rozrabiajcie! — Dla żartu pogroził palcem i wyszedł, pozostawiając dziewczynkę
i chłopca samych.
— Dlaczego jedni ludzie cię widzą, a inni nie? — zapytała,
zwracając uwagę anioła.
— Jak na razie tylko ty mnie widzisz — odparł i zeskoczył z
parapetu. Podszedł do dziewczynki, a ona onieśmielona przyglądała się jego
chodowi.
— Latasz — stwierdziła.
— To jeszcze nic. Kiedyś ci pokażę, jak się naprawdę lata.
Podał jej dłoń, którą chwyciła i zacisnęła na niej palce. Anioł
poczuł niesamowite ciepło i siłę płynącą z tego jednego gestu. Zdecydowanie ta dziewczynka jest
interesująca, stwierdził w myślach, a na głos tylko zapytał:
— Idziemy?
Kiwnęła głową i razem ramię w ramie wyszli na korytarz i dalej
poza oddział, aż w końcu znaleźli się na ulicy — niezatrzymani przez żadną
pielęgniarkę czy lekarza. Skierowali swe kroki w stronę obrzeży miasteczka,
gdzie rozbił się cyrk.
***
Nie mógł stwierdzić czy przedstawienie jest interesujące. Zwykły
pokaz cyrkowy z tresowanymi zwierzętami, klaunami, akrobatami i innymi
cudacznymi elementami, ot co i nic więcej. Jednak w jakiś dziwny sposób czuł,
że nigdy wcześniej nie doświadczył czegoś tak intrygującego. Domyślał się, że
to wszystko zasługa siedzącej obok dziewczynki.
Wpatrywała się rozszerzonymi z ekscytacji oczami w pojawiających
się i znikających artystów, a niesamowitym wyczynom na linach, trapezach i
szarfach towarzyszyły jej ciche okrzyki.
Zajrzał w jej serce, spodziewając się ujrzeć w końcu coś, jakąś
podpowiedź, cokolwiek, jednak Esencja dziecka nadal pozostawała spokojna i
niezmącona niczym woda źródlana. Czysta, nieskazitelna perfekcja.
— Widziałeś? — Nagle przerwała mu rozmyślania. Skupił się na
dziewczynce i z jej miny próbował odgadnąć, o co może chodzić. Skierowała dłoń
na scenę, gdzie dwóch akrobatów — kobieta i mężczyzna — prowadziło swój taniec
w przestworzach.
— Musiałem przegapić — odparł krótko. Wolał o wiele bardziej
przyglądać się temu dziwnemu zjawisku odbywającemu się w sercu dziewczynki niż
spektaklowi, jednak nie mógł przyznać się do tego na głos.
Dalszą część spektaklu próbował odgadnąć, dlaczego Esencja
dziewczynki jest tak kryształowo czyta. Zastanawiał się, czy przypadkiem nie
spędził za dużo czasu wśród ludzi i przez to utracił swą zdolność do słuchania
pragnień, jednak jedno wejrzenie utwierdziło go w błędności tego założenia.
Chciałbym
mieć tamten samochód ze sklepu! Chciałabym nie mieć problemów finansowych.
Chciałabym zostać lekarzem, a nie wygłupiać się i ryzykować życiem dla uciechy
dzieciaków. Chciałbym… Chciałbym… Chciałbym…
Wszystkie te życzenia wydawały się Aniołowi ważne, ale nie
najważniejsze. Nie skupiały się na tym, czego szukał w ludziach. Na tym, dla
czego pozostał na ziemi przez dziesiątki, setki, tysiące lat.
A jednak serce jego młodej towarzyszki milczało. Jedyne, którego
pragnienie chciałby poznać, pozostawało poza jego zasięgiem.
***
Gdy przedstawienie zbliżało się ku końcowi, ogarnęło ją dziwne
uczucie. Uczucie smutku i tęsknoty. Za czym? Przecież pierwszy raz od tylu lat
robiła to, na co miała ochotę, a jednak… A jednak czuła się smutna, jakby miała
zaraz utracić coś o wiele cenniejszego niż możliwość obejrzenia przedstawienia
cyrkowego.
Dlatego nie potrafiła się cieszyć tak jak wcześniej, kiedy razem z
chłopcem po zakończonym spektaklu spacerowała alejkami.
Jej towarzysz od razu zauważył zmianę nastroju dziewczynki.
— Dlaczego się smucisz? — spytał cicho. Dłoń dziewczynki w jego
dłoni dawała mu poczucie ciepła zupełnie takie same, jeśli nie lepsze, jak podczas
przebywania w pobliżu słońca.
—Nie wiem — odparła szczerze. —Myślisz, że aniołowie są samotni?
To dziwne i nagłe pytanie zaskoczyło Anioła. Przystanął na
chodniku, spoglądając w skupieniu na swą towarzyszkę.
— Myślę, że czasem tak. Aniołowie są zupełnie inni niż ludzie, nie
znają emocji, jednak samotność to bardzo specyficzne uczucie. To tak, jakbyś
znalazła się na obcej planecie, wśród obcych, nieznanych ci i niezrozumiałych
istot, z których każda jest zupełnie inna, a jednocześnie ta sama, natomiast ty
jesteś odmienny niż cała reszta. Może gdyby aniołów zostało jeszcze więcej na
ziemi, nie czuliby się tacy samotni, niestety każdy tęskni za domem, za
światłem, za czystą i nieskalaną Łaską…
— Czy Aniołowie wiedzą, co to jest przyjaźń? — przerwała mu
dziewczynka, zadając kolejne pytanie, nad którym nigdy się nie zastanawiał. A
właściwie…
— Czym w ogóle jest przyjaźń? — Dokończył myśl na głos, wywołując
u dziewczynki nagłą wesołość.
— Jak możesz nie wiedzieć, czym jest przyjaźń! — zawołała, jednak
przyglądając się skonsternowanej minie chłopca, naprędce i najdokładniej jak
potrafiła, zaczęła wyjaśniać wielką tajemnicę przyjaźni. — Widzisz… Przyjaciele
to takie osoby, które, nawet jeśli dzielą je tysiące kilometrów, nigdy nie
zapomną o sobie. Zawsze, ale to zawsze, będą miały siebie we wspomnieniach i w
sercu. Przyjaźń jest mostem łączącym dwa ciała w jedną duszę.
Anioł zastanowił się chwilę nad słowami dziewczynki i doszedł do
przykrej konkluzji:
— W takim wypadku wydaje mi się, że anioły nie mają przyjaciół.
— A ty?
— A ja? Ja również nie mam przyjaciół…
Dziewczynka zatrzymała się i spojrzała na niego groźnie. Anioł
zastanawiał się, co też w tej chwili przebiega jej przez myśli. Nagle usta
dziewczynki rozciągnęły się w szerokim uśmiechu.
— No to ja zostanę twoją pierwszą przyjaciółką! — oświadczyła
radośnie i chwyciła go za ręce.
Pociągnęła go i okręciła się z nim, śmiejąc się w głos, a nad nimi
świeciły gwiazdy i jaśniał księżyc. Anioł pochwycił szatynkę i usadził ją sobie
na ramionach. Zaczął z nią biec i podrzucać ją, a ich zabawom towarzyszyły
szczere, prawdziwe śmiechy niosące się w noc.
Spoglądając w roześmiane oblicze swej towarzyszki, anioł poczuł,
że to zdecydowanie był najciekawszy i najwspanialszy dzień jego podróży.
Wiedział już. Całym sobą czuł, że to właśnie tej dziewczynce spełni Esencję
Serca. Teraz wystarczyło jedynie wsłuchać się w jej ciche serduszko.
***
Ponownie leżąc w łóżku, zastanawiała się, co będzie dalej. Ten
dzień stał się dla niej czymś niesamowitym, zupełnie jak z bajki. Poznała
anioła. Prawdziwego anioła! I właśnie ten anioł przykrywał ją kołdrą, życząc
jej dobrej nocy.
— Czy możesz ze mną zostać jeszcze chwilkę? — zapytała, chwytając
go za ramię.
Chłopiec odwrócił się i pogłaskał swą towarzyszkę po główce.
— Nigdzie się nie wybieram — odparł, a dziewczynka puściła jego
ramię. Nie bała się już, że anioł odejdzie, gdy ona zaśnie. Że zniknie jak ulotny
sen. Wierzyła mu. Ufała. — Wiesz, że przyszedłem tutaj, by spełnić twoje
życzenie? By uleczyć cię.
Kiwnęła główką, wpatrując się w niego świdrującym wzrokiem.
— A jeśli mnie wyleczysz, co stanie się z tobą? — spytała drżącym
głosem.
— Wrócę do nieba, tam gdzie moje miejsce — powiedział ciepło, choć
sam już nie wiedział, czy tego właśnie pragnie. A czy on miał prawo
czegokolwiek pragnąć? Był istotą stworzoną, by pomagać, nie mógł spełniać
swoich własnych marzeń kosztem innej istoty. — A kiedyś, za parędziesiąt lat,
spotkamy się ponownie, przyjaciółko.
Dziewczynka, słysząc to, westchnęła głęboko i zacisnęła rączki na
pościeli.
— Dobrze, jestem gotowa — oświadczyła hardo, a jednocześnie anioł
wyczuwał w jej głosie jakiś dziwny ból.
— Zaśpiewam ci kołysankę, a kiedy się obudzisz — będziesz zdrowa —
rzekł, siadając obok i skupiając swe spojrzenie na niewielkiej postaci leżącej
na łóżku.
Zaczął nucić tę samą pieśń, co wcześniej. Kołysankę znaną
wszystkim aniołom i jednocześnie zbyt piękną, by ludzie chcieli jej słuchać.
Muzyka płynąca z ust anioła otulała dziewczynkę, kołysała ją, ogrzewała,
pokazywała niedostępny dla ludzi świat aniołów. I właśnie w takim świecie
chciałaby się znaleźć. Wierzyła, że tak się stanie.
***
Kiedy dziewczynka zasnęła, anioł śpiewał swą pieśń jeszcze przez
dłuższą chwilę. Pozwolił wybrzmieć ostatnim dźwiękom. To było jego swoiste
pożegnanie z małą towarzyszką, która w przeciągu jednego dnia pokazała mu
więcej niż cała ludzkość w przeciągu setek tysięcy lat. Był jej za to wdzięczny
i teraz zamierzał oddać jej część siebie.
Wsłuchał się w równomierny oddech, w ciche bicie serca, aż w końcu
mógł je usłyszeć.
Melodię płynącą z samej głębi. Esencję Serca.
Nigdy nie słyszał czegoś piękniejszego! Czystszego. Doskonalszego.
Jej wewnętrzne marzenie było tym, czego szukał — prawdziwą miłością.
Nie zwlekając dłużej, skupił się na jej życzeniu. Wystarczyło
zapragnąć, żeby się spełniło. A czegóż mógłby pragnąć więcej, niż tego, żeby
dziewczynka wyzdrowiała?
Pokój zalało jasne światło, a on poczuł się wolny. Nieważki.
Zupełnie jakby ponownie latał. Zamknął oczy i czekał, aż powróci do nieba, do
swego domu, lecz nadal pozostawał na Ziemi. Zdziwiony otworzył oczy i spojrzał
na śpiącą dziewczynkę, nic nie rozumiejąc. Spróbował ponownie przyjrzeć się jej
sercu, jednak powstała jakaś dziwna bariera między nimi.
Jej oddech nagle spowolnił, a klatka piersiowa unosiła się coraz
słabiej. Coś go zakłuło w piersi. Bo oto stał tu i w końcu wypełniał Wolę Bożą
co do swojego stworzenia, a wszystko czego pragnął, to żeby żyła. Czy nie mógł
mieć nawet tego? Nawet tego jednego, jedynego marzenia? Czy zawsze musi być sam
na świecie? Przecież nie może pozwolić jej umrzeć! Ale co mógłby zrobić? Nie
był przecież Bogiem, żeby zmieniać Jego wyroki, jednak nie chciał po prostu się
poddać.
Opadł na kolana, zamknął oczy i opuścił głowę. Modlił się – błagał
swego Stwórcę, żeby wysłuchał jego jedynej prośby.
Nagle drzwi do pokoju dziewczynki skrzypnęły i do środka wszedł
lekarz, który rano prowadził obchód. Mężczyzna podszedł do łóżka szatynki i
położył na jej czole dłoń, a po chwili na jego ustach pojawił się tajemniczy
uśmiech. Jednak bardziej zdumiewająca dla anioła rzecz wydarzyła się zaraz po tym.
Lekarz odwrócił się od łóżka dziecka i spojrzał wprost na niego.
— Zastanawiasz się, co się stało? — zwrócił się do chłopca.
— Nie rozumiem. Jak możesz mnie widzieć? Dlaczego nie udało mi się
spełnić jej marzenia? — Anioł załamał się. Wszystko, czego pragnął, to żeby
jego towarzyszka miała więcej czasu.
— Ależ udało ci się, mój bracie — odparł starszy mężczyzna i
posłał w stronę chłopca szeroki uśmiech. Dopiero teraz dostrzegł w lekarzu tę
samą energię, którą emanowały anioły. — Tylko że spełniłeś to prawdziwe
życzenie swej przyjaciółki.
Anioł dalej nie rozumiał, co też jego brat miał na myśli.
— Dziewczynka zażyczyła sobie, żebyś mógł dalej przy niej być —
oświadczył ciepło, a chłopca przeszedł dreszcz. Oto zmarnował jej jedyną szansę
na powrót do zdrowia!
— Nie zmarnowałeś, drogi chłopcze. — Starszy anioł zaśmiał się
tubalnie. — Stałeś się człowiekiem – zupełnie takim samym, jak twoja
przyjaciółka. A jako człowiek możesz życzyć sobie czegoś z całego serca!
Teraz blondwłosy anioł zrozumiał już wszystko. Nadal miał szansę,
aby uratować swą nową przyjaciółkę. Jego marzeniem, jego Esencją Serca było,
żeby mała, brązowowłosa dziewczynka mogła z nim spędzić dziesiątki lat,
uśmiechając się do świata i darząc wszystkich ludzi swą olbrzymią miłością.
— Dziękuję — odezwał się w stronę brata, zamykając oczy i poddając
się białemu światłu wypełniającemu pokój.
— To ja dziękuję — odparł starszy anioł, skinął głową i już po
chwili zniknął z pokoju.
Pozostawił dwie czyste, człowiecze dusze, by wspólnie opiekowały
się sobą i trwały w swej wiecznej przyjaźni. Dziewczynkę, która uwierzyła w
anioły oraz byłego anioła, który uwierzył w ludzi.
Myślałam, że już mnie bardziej na koniec nie rozdrobnisz – a tu ostatnie zdanie i jestem pokonana. Podsumowałaś to chyba w najlepszy sposób, w jaki się dało.
OdpowiedzUsuńZawarłaś w tym opowiadaniu chyba wszystko, co w życiu najpiękniejsze. Serio. Całą esencję życia. Pokazałaś, jak świetnie jest po prostu chcieć. Tak czyściutko, bez oczekiwań, bez napinania się, że się nie uda albo uda za bardzo. Ej, ja się chyba konkretnie wzruszyłam, a to mi się rzadko zdarza :D
Podoba mi się ten kontrast między byciem aniołem a człowieczeństwem – pierwsi niby nie znają okrucieństwa, ale tak naprawdę są narzędziami mającymi do wypełnienia misję i koniec. Ten Anioł przynajmniej nie traktował tego zadania jak czegoś, co można zrobić na odwal, żeby potem sobie do nieba pofrunąć. A ludzie… A ludzie jednak mają w sobie coś, czego im zawsze będą te anioły zazdrościć.
No nie, choćbym chciała się czepić, to nie mam czego. Choćbym chciała napisać coś bardziej konstruktywnego, to się serio nie da, bo się rozkleiłam lekko. Dawno nie czytałamjuż czegoś, co by miało prostą formę i tak wyraźny, precyzyjny przekaz. Brawo, Amnesia! :))
Pozdrawiam,
Hagiri z Rozmów Międzymiastowych